
Ero wreszcie wydaje solówkę i miejmy nadzieję, że zgarnie swój kawałek tortu, bo na przekór wszystkim raperom wraca Pezet i zdecydowanie zgarnia laur najgorętszej premiery ostatniego kwartału 2019 roku. Trudna kategoria wagowa, ale reprezentant JWP jest marką samą w sobie, więc na album czekaliśmy jak na „Detox” Dre, tylko tutaj z pozytywnym finałem. Może ziszczą się słowa Flinta i młodsze pokolenie sięgnie po Erosa, nie wiedząc tak naprawdę, ile ten typ ma lat. A czemu wspominamy o Flincie? Bo oczywiście obejrzeliśmy najnowszą Flintesencję i wyłapaliśmy garść informacji dla leniwych.
Od początku mamy ładnego michałka (no pun intended), bo Ero przypomina, jak kiedyś zrobił bit z Waco i na tym samym patencie wyszedł potem numer „Classic” na bicie DJ Premiera:
Na padach zagraliśmy „kla/kla/klasyk”, bardzo mi się to podobało i on się tak nazywał ten kawałek. I potem wyszedł kawałek Kanye Westa, Nasa, Rakima i KRS-One’a i tam jest podobnie, mówię: kseroboje!
Potem Flint porusza kwestie już stricte płytowe, mamy co nieco o chęci raperów do bycia gwiazdami rocka (trudno się nie zgodzić, choć Ero ładnie koryguję tę myśl i wskazuje na to, że dużo zależy od farta, bo samym talentem do grania na stadionie się nie dojdzie). W końcu doszło do kwestii moralizatorskich, które znalazły się na solowym krążku Erosa.
Ktoś, kto nie popełnił jakiegoś błędu, a stara się pouczać, jest po prostu niewiarygodny. Jak ja mówię o czymś – myślę, że jakiś zasięg mają moje słowa – i komuś mogą dać do myślenia… wiesz, miałem wiadomości na facebooku od mam, że dzieciaki idą w złą stronę. (…) Zwróciłem uwagę na parę rzeczy, że warto zbastować. (…) Można, ale z głową i tak naprawdę „po co?”, więc się zastanów. (…) Nie każdemu się to może spodobać, ale może komuś otworzy oczy. (…) Pablo Escobar jest cały czas raczej idolem młodzieży albo Scarface. Fajny chłop, silny, charakterny, umie do swojego dążyć – to są dobre cechy! Ale są też te poboczne rzeczy, że nie do końca do dobra dążył.
Potem następuje przewałkowany już temat tego, czy hip-hop jest popem i tu bez zaskoczenia – Ero podchodzi do sprawy zdroworozsądkowo i jedyne, co może dziwić, to fakt, że legendarny warszawski raper wciąż uważa, że nie złożył wystarczającego hołdu starej szkoły, stąd u niego brak większych eksperymentów. My się pytamy – jak nie ty, to kto?
Uważam, że ja nie spłaciłem jeszcze pewnego długu wobec szkoły, która mnie wychowała. (…) Jak zrobię taki numer albo płytę, może nawet EPkę, która będzie dla mnie spełnieniem marzeń, że zrobiłem tę szkołę, o której marzyłem, to wtedy zacznę eksperymentować.
Ero przy okazji zwraca uwagę na to, że Jetlagz Łysola z Kosim jest nie tylko nowoczesne, ale też bardzo merytoryczne i trudne technicznie, więc to kompletnie do niego przemawia mimo że można byłoby go uznać za konserwatystę. Eros zaznacza również, że odnalazłby się na „Ballin” obok Fat Joe, Dre i Lil Wayne’a.
Raper wspomina też o sytuacjach, w których zaproszono go na bit „nie z jego bajki” i że te podróże były ciekawe, ale raczej mu nie posmakowały. Jednym z tych numerów jest choćby „Nie płaczę za nimi” Mesa z płyty „Zamach na przeciętność”. Flint słusznie zauważa, że część ludzi związanych z JWP odpowiada za projekt Hewra. Ero nie stroni od komentarza.
Hewra ma super vibe, świetną muzykę i co za tym idzie – bardzo dużo ludzi to rozumie. (…) Może ja czegoś nie rozumiem, może nie muszę tego rozumieć. (…) Jest to dla mnie nieoczywiste i lubię to, bo się cieszą moi znajomi. (…) Gdyby mnie Hewra zaprosiła na kawałek, to bym nie odmówił.
Flint przy końcu rozmowy zmierza do kwestii konfliktów między JWP a m. in. Belmondo – który swego czasu nieprzychylnie rozwinął klasyczny akronim grupy. Ero kwituje to prostym – real killers move in silence – nawiązując do wersów chociażby wspomnianego wcześniej Lil Wayne’a.
To prawdopodobnie najdłuższy wywiad w karierze Erosa, a każda minuta to coś ciekawego, więc dla fanów obowiązkowa pozycja, dla niezaznajomionych… również. Scena zawdzięcza temu facetowi sporo, a zapowiada się, że zasług będzie więcej.
fot. kadr z klipu „Ero – Ja”, youtube.com/ERO JWP