
Label Eminema słynie ze złych decyzji promocyjnych i nieprzemyślanych ruchów wydawniczych, a konkretniej – z ich braku. Wygląda jednak na to, że w 2019 roku w końcu może to ulec zmianie. A to za sprawą pewnego rapera z Compton.
Nie ulega wątpliwości, że Eminem świetnym raperem jest. Z marketingiem jednak u niego już gorzej. Lepszy instynkt miewa cwaniak grający w „trzy kubki” w Jastarni. Wystarczy wspomnieć takich raperów jak Stat Quo czy Ca$his. Pierwszy opuszczał szeregi wytwórni w dosyć nieciekawych okolicznościach, drugiemu odwlekano premierę albumu, który… i tak nie wyszedł w Shady. Dochodzi do tego burzliwa sytuacja ze Slaughterhouse i kwestia drugiego albumu grupy, „Glass House”, który także nigdy nie wyszedł. Odniosły się do niej wszystkie strony, a i tak pewnie nigdy nie poznamy całej prawdy.
Ostatnio Yelawolf oficjalnie ogłosił, że Trunk Muzik 3 będzie ostatnim projektem, który wypuści pod skrzydłami Shady. Część opisanych sytuacji wynikała z ingerencji samego szefa oficyny. Eminem twierdził, że wtrącając się w produkcję, miał wyłącznie dobre intencje. Joe Budden miał zgoła inne zdanie – według niego ikona Detroit próbuje zaszczepić wykonawcom, z którymi podpisał kontrakty, swój styl i chce operować ich karierami w podobny sposób do swojej.
Compton
Fakt, Eminem, jak sam nawija w „Fall„, dał światu 50 Centa – choć nie jest to do końca prawdą, bo Fiddy miał street credit i rozkręcał swoją sławę na własną rękę. Nie zmienia to jednak faktu, że cała machina Shady Records zadziała wówczas wyśmienicie i Curtis był wszędzie. W innej wytwórni być może nie miałby porównywalnego wsparcia.
Wygląda na to, że z Boogiem będzie podobnie, a ostatnie ruchy labelu Marshalla Mathersa zdają się to potwierdzać.
Raperowi z Compton pozwolono robić swoje i rozwijać styl. A ten jest już na rynku sprawdzony – cechują się nim wszyscy raperzy związani z TDE (Top Dawg Entertainment) – głównie Kendrick, Schoolboy Q, Ab-Soul i Jay Rock.
W skrócie? Chodzi o wiarygodność, melodyjną nawijkę i duszne, mroczne bity albo wręcz przeciwnie – słoneczne i jazzujące podkłady. Boogie jest pod tym względem przykładem podręcznikowym. Składnikiem X jest tu jednak afrocentryzm i specyficznie pojęta „wizja artystyczna”. To Boogie też już realizuje, choćby za sprawą 19-minutowego filmu (!) „Everythings For Sale”.
Przepełniona symboliką oraz ciekawą pracą operatorską i montażową, produkcja przypomina podobne projekty Kendricka, choć patrząc na metraż, to bliżej jej do „Darkest Before Dawn” Pushy T i „Runaway” Kanye Westa. Takie porównania już stawiają Boogiego w szeregu z o wiele bardziej rozpoznawalnymi i utytułowanymi kolegami po piórze.
Eminem na feacie
Nie ulega wątpliwości, że Shady Records wspiera ruchy rapera z Compton i uważnie śledzi realizacje jego pomysłów. Jak sam przyznał w wywiadzie dla Hot 97 – bardzo swoją drogą uroczym, bo „przerwanym” przez jego dwie córki – odkąd jest w labelu, musi starać się bardziej.
Typowym zachowaniem Eminema, gdy chodzi o jego wykonawców, jest dostarczenie im zwrotki do kawałka. Zazwyczaj działa to na zasadzie: „komora maszyny losującej jest pusta, następuje zwolnienie blokady, i zaczynamy losowanie 20 panczlajnów”. Tak, w tym przypadku nie było inaczej, a Em zapodał zwrotkę, w której show skradły głównie linijki oparte na homonimach.
Miejmy nadzieję, że buzz się utrzyma i Boogie stanie się raperem na miarę kolegi z dzielnicy – Kendricka Lamara – choć jest mniej poetycki i jego teksty bardziej uciekają w stronę Schoolboya Q, a flow chętnie przytuliłby Ab-Soul. Czekamy na „Everythings for sale” i życzymy jedynki Billboardu.
fot. kadr z wideo „Boogie Speaks On Meeting Eminem + Has A VERY Awkward Babysitting Moment”, youtube.com/Hot 97