
Siemanko, sportowe świry! Spośród singli, które wyszły w minionym tygodniu, wybieramy najdziwniejszy/najbardziej facepalmowy/zasługujący na uśmiech pełen żenady.
A właściwie nie wybieramy, a wybieram ja – Kajetan.
Bariera dziesięciu odcinków za nami! Bywało różnie, ale zawsze do bólu szczerze. W minionych dnia ukazało się wiele dobra i ogólnie wiosna w polskim hip-hopie wygląda więcej niż dobrze. Mamy Gurala z profesorem Yale’a, Timothym Snyderem, mamy Lanka i Kosę, mamy nowego Majora SPZ, mamy ofensywę ze strony Hewry (i Mobbyn), a Kaz Bałagane – choć wciąż w areszcie – zaatakował wyśmienitym „Chanson de Geste„. Z kolei śmieszkowe OpenBottleRecords poszło za ciosem i po remiksie „Delfina” Bedoesa odpalili „Robię Yeah” Malika. Jak już przy Montanie jesteśmy, to wyszła naprawdę porządna kooperacja z Bonezem Mc i Milonairem. Kiedy Malik zwiększa zasięgi, jego kolega Diho Raz nie ustaje w próbach zostania polskim Too $hortem, co zaowocowało numerem „Frugo„. Warto odnotować też solidnego „Chudego Chłopaka” od Kalego i Magiery i kooperację Kubiego, Borixona, Białasa i – znowu – Malika, czyli „Lifestyle” (dobre zwrotki i refren, bardzo generyczny bit).
Polski hustler
Dobra, ale wróćmy do Diho. Przyznam, że swego czasu mocno śledziłem poczynania całego GM2L, a „Szampana do ręki” to jest dla mnie jeden z najbardziej przeoczonych hitów w historii polskiego rapu. Pomińmy rewelacyjny refren i zwrotkę Sentino i skupmy się na bohaterze dzisiejszego odcinka.
Diho wnosił do warszawskiego rapu „hiperdykcję” (co ważne – nieco inaczej niż Ry23 robił to w Poznaniu) i bogate opisy nocnego życia. Flow dostojne jak na defiladzie mogło dziwić – wtedy się tak po prostu nie nawijało. Choć teksty nie zawsze błyszczały, to byłem ciekaw, w którą stronę to pójdzie. A poszło wiadomo jak: „Kutas taki duży, że odbijam go kolanem” itd.
I w tym nie ma jeszcze nic złego, bo może i obrzydliwe, może i seksistowskie, ale w ramach bardzo konsekwentnej konwencji. Taki polski hustling i punchline’y oparte o sprawy około-erotyczne.
Tylko że jak najpierw wyszedł „Lewandowski„, a zaraz po nim „Frugo„, to zacząłem mocno wątpić. Nie dlatego, że coś nie działa w tych numerach – Diho rapuje dobrze i charyzmatycznie, choć faktycznie – patent z tymi porównaniami to jest momentami cringe jak stąd do Las Vegas. Te wszystkie „wchodzę w nią jak w klapki” czy „ty się im rzucasz na szyję jak szalik”. To imponowało w czasach „Na szlaku po czek” VNMa i wersów typu „twoja panna się puszcza jak Białowieska”. Dzisiaj powoduje wzruszenie ramion, brwi i czego tam jeszcze chcecie.
Co jest w tym tak naprawdę nie tak? Przyznam szczerze, że mimika Diho i jego ekscytacja trochę mnie przerażają. Zachowuje się w tych klipach, jakby pierwszy raz otworzył książkę od biologii na rozdziale o różnicach narządów płciowych zakładkę z PornHubem. Jak się nad tym bardziej zastanowić i np. uznać, że Diho naprawdę jest tym tak podniecony, to też wpada się w pewną konsternację. Przecież ten koleś potrafi nawinąć o czymś sensownym – pokazały to świetnie „Róże z betonu„.
Wydaje mi się, że gdyby Diho tylko chciał, trochę zastanowił się nad tym, co odwala na tych klipach, przemyślał tematykę i napisał kilka szczerych sztosów, to bardzo szybko mógłby znaleźć się na poziomie Malika, ale prezentując drugą stronę tego hustlerskiego medalu. Pożyjemy, zobaczymy.
fot. kadr z klipu „Diho feat. Cooks – Lewandowski (prod. Swizzy)”, youtube.com/#GM2LTV