
W pewnym sensie to znamienne, że takie pytanie (sugestia?) pada dopiero teraz. Przez lata choroby psychiczne, a zwłaszcza te pokrewne depresji, społeczeństwo lekceważyło – ktoś miał po prostu „doła”, albo był „za miękki, żeby sobie poradzić” itd. Dzisiaj wiemy, że różnorakie dolegliwości psychiczne to choroba cywilizacyjna i nie należy umniejszać wagi tego problemu.
Każdy z nas narażony jest na szereg nieprzyjemności każdego dnia. Oczywiście wszystko zależy od danego przypadku, ale mówiąc: „nieprzyjemność”, mam na myśli zarówno irytację spowodowaną staniem w korku jak i kłótnię w szkole/pracy, mobbing czy nawet doświadczenie przemocy – fizycznej bądź psychicznej. Każdy z nas, a w szczególności – tu nie można zaprzeczyć – ludzie na świeczniku. Dotyczy to stresu, który wynika z poziomu odpowiedzialności i/lub poziomu rozpoznawalności. Prezydent ma na głowie dużo i zna go cały kraj i kawałek świata. Szef dużej firmy może być dosyć anonimowy, ale jednak obowiązki ma – od niego zależy jej „być albo nie być”. To samo, choć w nieco innym wymiarze, dotyczy muzyków, a w interesującym nas kontekście – raperów.
Ile było karier, w których szybki sukces wiązał się z równie szybkim upadkiem? Ilu było takich, którzy myśleli, że po pierwszej płycie, ba! po podpisaniu kontraktu, złapali Boga za nogi i nic już nie muszą? Nie trzeba odpowiadać – sami wiecie. Nic dziwnego, że amerykański raper Wale podniósł ostatnio tę kwestię bardzo na serio:
Ciągle musisz sobie przypominać, kim jesteś. (…) Ludzie w poniedziałek mówią ci, że jesteś najlepszy, a już w piątek, że najgorszy. (…) Do kontraktów powinna być dołączana jakaś opieka psychologiczna.
O tym, że raperzy chodzą na terapie, dowiadujemy się z czasem coraz częściej. Dotyczy ona różnych aspektów – od uzależnienia przez kontrolę agresji po depresję. Armia psychologów pozwala choć trochę zrzucić ciężar swoich przeżyć, zaobserwować je z tej perspektywy i spróbować wyciągnąć wnioski. Ten Typ Mes nagrał o tym nawet cały numer:
Paradoksem w tej całej sytuacji jest to, że już w 2014 roku naukowcy z Cambridge dowiedli, że słuchanie rapu może… pomóc w zwalczaniu depresji. To trochę jak z tym świetnym dowcipem z serii Watchmen:
Facet przychodzi do lekarza i mówi, że ma depresję.
Życie wydaje mu się ciężkie i okrutne.
Czuje się samotny w niebezpiecznym świecie.
Lekarz odpowiada, że kuracja jest prosta:
– W mieście występuje wielki klaun, Pagliacci. Proszę obejrzeć jego przedstawienie. To pana uleczy.
Facet wybucha płaczem:
– Ale, panie doktorze – mówi – to ja jestem Pagliacci.
Cała ta sytuacja ma również związek z hejtem i, niech będzie, mową nienawiści. Czasami słuchacze zapominają, że biją w żyjący umysł i ich słowa mogą mocno skrzywić popularnego odbiorcę. Oby w (polskim) rapie zdarzało się jak najmniej Pagliaccich.
fot. wideo z klipu „Eminem – Framed”, Youtube.com/Eminem Music