
Dosłownie parę dni temu dostaliśmy „One of the best yet”, siódmy album Gang Starr wydany po 16 latach od ostatniego i 9 lat po śmierci Guru. DJ Premier dotarł jednak do archiwów i znalazł materiały, które jego kolega z zespołu zdążył nagrać przed odejściem. W efekcie dostaliśmy 16 zupełnie nowych utworów, z czego w części możemy usłyszeć całkiem nowe twarze (jak J. Cole czy Nitty Scott). Jednak koniec tego wstępu, jak do recenzji, bo ta jeszcze u nas zagości. Tym razem tylko o jednym aspekcie procesu produkcyjnego „One of the best yet”.
W wywiadzie udzielonym HipHopDX DJ Premier ujawnia, że urna z prochami Guru cały czas była obecna w studiu. Co więcej Preemo miał z tym związany pewien dosyć niepokojący rytuał:
Paliłem szałwię, bo to trzyma złą energię na odległość. (…) Pozwalałem, żeby dym opadł na oprawione zdjęcie, wniknął w ramki i jakby zaparował środek. Potem brałem prochy Guru i pocierałem nimi o fotografię mówiąc: „Trzymaj wszystkich złych z dala od nas. Trzymaj wszystkich złych z dala od nas” (…)
Jak dziwacznie by to dla nas nie brzmiało, chyba faktycznie pomogło, bo album ma w sobie wszystko to, czego mogliśmy się spodziewać od tej dwójki, a duch Guru jest bardziej niż wyczuwalny – on po prostu wylewa się z głośników.
Preemo ujawnia również, że do większości gościnek na płycie doszło przez przypadek, bo legendarny DJ po prostu nie mógł wytrzymać i zdradzał bliskim współpracownikom, że pracuje nad powrotem Gang Starr. Tym bardziej cieszy, że album nie sprawia wrażenia, jak Guru feat. Cała-Śmietanka-Którą-Można-Było-Zgromadzić, a featy brzmią naturalnie i nie kradną show gospodarzowi.
fot. cover z „Gang Starr – What’s Real (Feat. Group Home & Royce 5’9″) [Official Audio]”, youtube.com/Gang Starr