
Jeśli go nie znacie, po ksywce moglibyście uznać, że to przedstawiciel meme rapu. Z całym szacunkiem dla artysty, nie oszukujmy się, pseudonim dla niewtajemniczonych może brzmieć kuriozalnie, ale przestaje taki być w momencie, gdy słyszymy pierwsze kilka wersów nawijanych przez Wiśnię. Kończą się śmiechy, a zaczyna bujać głowa. Nie tylko do rytmu, ale też z podziwu, bo Bakajoko to obecnie najciekawszy przedstawiciel ulicznego rapu w Polsce.
Wiśnia debiutował ze swoim legalnym albumem około roku temu. Znalazł się wtedy z tym krążkiem na OLiS-ie, ale ledwie na 15. miejscu, co biorąc pod uwagę dzisiejsze zasięgi rapu, wcale nie jest aż tak imponującym wynikiem. Trzeba jednak pamiętać o tym, że za raperem nie stała ani duża wytwórnia, która mogłaby go wypromować, ani znani koledzy. Chociaż cała płyta szumu w branży nie narobiła, promujący ją singiel pt. „Nawijam i Smażę” już tak. Po roku ma on bowiem ponad 8 milionów odsłon w serwisie YouTube. W zasadzie żaden z typowo ulicznych raperów w obecnych czasach nie może nawet zbliżyć się do takich liczb, jakie bez specjalnej promocji osiągnął Wiśnia. Dlaczego? Sami posłuchajcie, jeśli jakimś cudem ten numer do tej pory Was ominął.
„Kurumarasz albo spie*dalasz, piłka jest krótka”
W momencie, w którym większość raperów reprezentujących uliczny styl ogranicza się do prostych bitów i tekstów opartych na „przekazie”, trudno jest czymkolwiek jeszcze słuchacza zaskoczyć lub go ująć. Większość tracków brzmi podobnie i choć nie można odebrać im emocjonalności, to często bywają nudne, bo w wielu przypadkach są po prostu o trudnym, ulicznym życiu. Tak naprawdę Wiśnia z tych ram za bardzo nie wychodzi, ale ma coś, co i tak znacząco go wyróżnia. To niezaprzeczalna wręcz charyzma i autentyczność. Bakajoko nawija takim językiem, jakim prawdopodobnie posługuje się na co dzień, przez co można odnieść wrażenie, że do Ciebie mówi, a nie rapuje w numerze z Youtube’a. A mówi bardzo do rzeczy, w niewymuszony i pozbawiony zbędnego patosu sposób. Przy tym wszystkim Wiśnia po prostu dobrze rapuje, często składając podwójne, a nawet potrójne rymy, co tylko sprzyja melodyce i „bujalności” całego utworu.
To był sukces z zeszłego roku, teraz czas na kolejne. Kilka dni temu Wiśnia wypuścił pierwszy singiel „Cisza na planie” promujący nowy album o tej samej nazwie. Raper niczego już nie miał do udowodnienia, ale i tak to zrobił, rzucając numerem, który aż kipi od cech, którymi słuchacze zachwycili się przy okazji jego poprzedniego hitu. Technicznie znów jest bardzo dobrze, bo Bakajoko absolutnie nie ogranicza się do jednego rymu na końcu wersu. Charyzma znowu uderza, gdy Wiśnia wchodzi jak szef na scenę i prosi o ciszę na planie. Siła jego osobowości daje się też wyczuć, gdy artysta nawija: „To ja bronię sam swym przekazem płyty/Nie muszę wizerunku brat kreować przez featy”. Aż przypomina się KęKę, dziękujący gościom, których nie miał za ozłocenie jego solówki. Radomski raper zdradził mi zresztą w wywiadzie, że jego twardy fanbase prawdopodobnie wynika właśnie z tego, że karierę budował sam i jeśli ktoś sprawdzał jego kawałki, to tylko dla niego, a nie ze względu na innych raperów. Wiśnia ewidentnie idzie podobną ścieżką i robi to nie mniej pewnie niż KęKę. Nie brakuje też tych prawd ulicy, które nawinięte są bez owijania w bawełnę i ubierania w przeintelektualizowane analogie. Tak wymowny, krótki, dosadny i konkretny jest na przykład fragment: „Wspierasz mnie, zawsze vice versa będzie/Tarabańcie, w każdej sprawie zaraz jestem” czy chociażby: „Najlepsze co najszczersze, najwięksi ludzie mali/Takie mam podejście, mój cel – się doskonalić”.
Z niecierpliwością więc czekamy na „Ciszę na planie”, licząc jednocześnie, że znajdzie się na OLiS-ie znacznie wyżej, niż ledwie na 15. miejscu. „Skoro to jest rapgra, to zdobywam poziomy” – przydałoby się przeskoczyć ich pod względem sprzedażowym kilka, bo Wiśnia z pewnością zasługuje na taki level up.
fot. kadr z klipu „Wiśnia Bakajoko – Cisza na planie”, YouTube.com/ZetpewuBakajoko