
Pierwsza dama SBM Label nie ma łatwo. Pod klipami więcej słów krytyki niż uznania, do tego krytyki w dużej mierze nieuzasadnionej, bo Zui wnosi do gry naprawdę sporo i nie do końca rozumiem, z czego wynika niechęć słuchaczy. Drugiej tak wszechstronnej dziewczyny w tej lidze trudno szukać.
A jaka to liga? Ano poważna, bo Zui jest właściwie od początku twórcą kompletnym. Jeśli nie produkuje swojego bitu, to odpowiada w nim za kompozycję, a trzeba przyznać, że podkłady hulają u niej naprawdę dobrze. Teksty pisze sama i ma do tego ewidentny dryg – wielokrotne rymy w śpiewanych kawałkach? Pokażcie mi drugą taką. Do tego klipy z amerykańskim sznytem, przywodzące na myśl wczesną Tinashe choreografie, a to wszystko ładnie oświetlone i podane widzom. Co w takim razie spowodowało, że to dalej nie leci tak szeroko, jak powinno?
Przyznaję bez bicia, że lubię ten numer od samego początku. Wers o zakładaniu peleryny, zamienianie nocy polarnych w blask itd., to wszystko jest nowatorskie, jeśli chodzi o, nazwijmy to, tekściarstwo piosenkowe. Pomijam poezję śpiewaną i różne artystyczne wygrzewy – porównuję Zui do wokalistek popowych, bo nie ma co ukrywać, że to jest pop, nawet jeśli z domieszką innych nurtów. Dzisiaj wszystko miesza się ze wszystkim, np. płyty typowo r’n’b, która odniesie niesamowity sukces, raczej już nigdy nie dostaniemy. Takie czasy.
Wracając do sedna – Zui nie rymuje czasowników, tu nie ma jakichś „się/cię”, tekst jest o czymś i… no właśnie, tu się zatrzymamy. Otóż tekst w tym numerze to typowe braggadocio. Zabieg dosyć niespodziewany i raczej niespotykany u polskich wokalistek. Takim pazurem jeździ po tablicy czasami Rihanna, ale też bez przesady. Mnie ten ruch wydał się ciekawy, a wyliczanka o „zaliczaniu” raperów na featach jest zabójczo dobra w swojej prostocie. Teoretycznie miała uciąć seksistowskie komentarze, w praktyce ludzie nie dosłyszeli, o co chodzi i poszły konie w ruch po betonie.
W kolejnym numerze Zui wchodzi w narrację w opcji: „Dobra, hejtuj, nie hejtuj, ja sobie robię, co chcę i gites”. Fajnie, ale trochę zbyt reakcyjnie na hejty, co automatycznie generuje nowe. Tylko że znowu – obserwowanie burzy, którą się wywołało, podziałki rytmicznie i bardzo chwytliwy refren, sprawiają, że to jest obiektywnie dobrze zrobiony numer z wielkim potencjałem radiowym. Co zawiodło? Promocja?
„Ring” jest niestety najsłabszym z kawałków, co nie wróży dobrze, bo jest najnowszy. Tekst jest właściwie zlepkiem przemyśleń z poprzednich utworów, a produkcja jest oczywiście porządna, ale też niestety szalenie przewidywalna. Życzyłbym Zui mocnego i różnorodnego strzału w postaci krótkiej EPki. W ogóle wyobrażam ją sobie, jako EPkową wokalistkę, która co pół roku odpala bombę do radia, do klubów i na parkiety. Na pewno nie życzę jej zostania dziewczyną od refrenów, bo potrafi o wiele, wiele więcej (choć refreny oczywiście w punkt). Trzymam kciuki i czekam na kolejne ruchy.
fot. kadr z klipu „ZUI – Ring”, youtube.com/SBM Label