
Winicjusz Bartków to osoba niezwykła. Jedna z tych, do których lepiej pasuje określenie „persona”. Ten raper, wydawca i – od niedawna – dziennikarz (?), to samobieżne działo, wycelowane w ogólnie przyjęte standardy. Za tym wszystkim kryje się słowo-klucz: „essa”.
Swoją najnowszą płytą Wini udowodnił, że wizjonerstwo tyczy się w jego przypadku każdej rzeczy, której się dotknie. Szczeciński Midas słynie z bezpretensjonalnej bezkompromisowości, rubasznego dowcipu i specyficznego podejścia do życia, które to jest mocno epikurejskie, ale nie brak mu dociekliwości – Wini nie osiada na laurach swojej wiedzy.
Te wszystkie słowa kiedyś mogły znaleźć się wyłącznie w zleconym materiale prasowym. Dzisiaj wręcz przeciwnie, bo Wini dał nam się poznać, a wywiady, które prowadzi, nie są tak naprawdę „wywiadami”.
Daj mi się przejrzeć w Twoich poglądach
Wini prowadzi nas przez krainę własnych przemyśleń i wyobrażeń, umieszczając je w kontekście obcych światopoglądów. A te są nieliche – od Bonsona przez Quebo, po Katarzynę Nosowską.
Szef wytwórni Stoprocent rozmawia z każdym, jak równy z równym. Nie stresuje się, nie wykazuje lizusostwem, tylko po prostu… pyta. O wszystko. O wszystko to, co jego ciekawi.
Oglądając wywiady Winiego, dowiadujemy się sporo o gościach, ale… jak w żadnym innym przypadku – poznajemy też historie z życia gospodarza. A jest co poznawać, bo Wini, jak to kiedyś ujął Laikike1, dostarcza podobnych wrażeń intelektualnych, co… Sokół. Dziwne porównanie? Tylko pozornie. Obaj zjedli zęby na polskiej branży hip-hopowej, obaj widzieli niejedno, znają niejedną osobę, którą znać warto, i wyciągają z tego wnioski.
Essa!
Za tym chodzącym fenomenem stoi jedno bardzo interesuję słowo – „essa”. Hasło przewija się od lat w kawałkach wszystkich reprezentantów Stoprocent. Próżno było jednak dociekać jakiejkolwiek sensownej etymologii. Co prawda Wini z Sobotą nagrali kawałek, który po części może ją tłumaczyć, ale jest to jednak raczej siatka skojarzeń, a nie podręcznikowa definicja.
Tę udało się uzyskać dopiero Krzysztofowi Skoniecznemu, reżyserowi „Ślepnąc od świateł”. Tym samym lista jego zasług się wydłużyła – dziękujemy. Piorun w pewnym momencie nie wytrzymał i prostu z mostu zapytał Winicjusza o pochodzenie kultowego określenia. Wini, jak to Wini, udzielił dosyć obszernej i sycącej odpowiedzi. – To jest imprezowy okrzyk bojowy – oznajmił bez namysłu. – Jest zajebista impreza, nap**rdoliłeś się, jak nie wiadomo co, i już po prostu ci uderzyło do głowy, i krzyczysz „ESSA!” – rozwinął.
Wini zdradził również, skąd samo słowo się wzięło. – Pierwsze imprezy techno były w Szczecinie. (…) chodziliśmy na te imprezy i w dużej mierze chodzili tam gangsterzy – opowiadał. – Jak byli naćpani chamsko tabletami, to krzyczeli „essa” – wyjaśnił.
Skoro znamy już „książkową definicję” jednego z najbardziej popularnych sformułowań w polskim rapie (zaraz po „elo”!), łatwiej przyjdzie nam zrozumieć, co kieruje Winim. Ten intrygujący jegomość, którego przemyślenia plasują się gdzieś między Williamem S. Burroughsem, a Ghandim, po prostu cały czas jest w boju. Cały czas w uderzeniu. Życzymy wytrwałości.
fot. kadr z wideo „Wini x Krzysztof Skonieczny (Piorun) rozmowa”, youtube.com/WINI