
Fetyszyzacja biedy? Część druga: drogie ciuchy z efektem zużycia
Powstanie tego zestawienia to zasługa Waszego feedbacku (i ciekawości samego zjawiska, rzecz jasna). Dla nieobeznanych – pierwszą część, w której podjęliśmy się opisania kicksów z fabrycznym efektem znoszenia, znajdziecie tutaj. Tym razem o ciuchach. Najważniejsze informacje z dodatkiem naszej własnej opinii (i do tego samego zachęcamy Was!) na temat poszczególnych itemów.
1 / 11
Na początek (jak zwykle) kilka kwestii technicznych. Odpuściliśmy rzeczy, które już na stałe weszły do mainstreamu, pokroju lekkich (jak dla kogo) dziur w t-shirtach (jak wyżej). Ripped denim dostępny w każdej sieciówce (i domu mody) też zostawiamy. Oczywiście na rzecz bardziej edgy/designerskich (niepotrzebne skreślić) rozwiązań. Spodnie, nakrycia głowy, t-shirty, marynarki i co tylko jeszcze się da – na następnych stronach.
Na dobry początek australijska szkoła designu. Poell to nisza i awangarda. Dużo większa nisza niż uwielbiane przez nową falę hypebestii Geobaskety od Ricka Owensa. Postarzana, pobrudzona i podrapana skóra kangura ( 🙁 ). Spory rarytas na rynku wtórnym – sztuki wystawiane w przeszłości na Grailed schodziły po 1100 do nawet 1800 dolarów, czyli okolice 4200-7000 zł.
Spodnie w wydaniu od francuskich mistrzów haute couture. Szeroki krój, włoskie krawiectwo i podwójne szlufki w pasie. Wykonane w stu procentach z lnu. Wyglądają efektownie i faktycznie – mogą się podobać. Nam w każdym razie siedzą. Cena? Okolice 8 tysięcy złotych. Dużo, ale mają coś w sobie.
Nagroda pocieszenia, jeśli nie udało się Wam powinąć dzisiejszego kolabo z Nike. Asymetryczny miks klasycznej zielonej bomberki i denimu, prosto z Japonii. Do tego artystyczne postrzępienia na krawędziach i szwach. Awangardowo i drogo – za sztukę przyjdzie Wam zapłacić mniej-więcej 5800 polskich złotych.
Jedna z najbardziej utytułowanych absolwentek Królewskiej Akademii Sztuk Pięknych w Antwerpii. Słomiany kapelusz, wprost idealny na plażę, ewentualnie stracha na wróble, dla dzianych plantatorów kukurydzy. I to nieźle dzianych. Retail – 845 euro lub 3600 zł.
CDG gościliśmy już na naszych łamach co najmniej kilkukrotnie, m.in. na łamach cyklu poświęconego najbardziej nietypowym akcesoriom (do przeczytania tutaj, tutaj i tutaj). Luksus w prostocie. Zapomnijcie o szlachetnych materiałach – to stuprocentowy, pocięty poliester. 5900 złotych – najlepsza alternatywa dla garniturów Bytom i Emporio Armani na studniówkę.
Ulubionego projektanta młodzieży też zabraknąć nie mogło. Metka Made in Italy w sumie niewiele tu pomaga, przynajmniej dla nas. Za ten kawałek (rzekomo) kreatywnie pociętego materiału zapłacicie 1100 euro, czyli równowartość 4750 zł. Ludzie, którzy są w stanie tyle za niego zapłacić mają u nas dozgonny szacunek – my byśmy się nie odważyli.
Japonia po raz n-ty. Tym razem marka Takeo Kikuchi, absolwenta London College of Fashion. Jak jest, widać na załączonych obrazkach. Skinny denim z przetarciami, jak z każdej sieciówki. Wzbogacony o fabryczne zabrudzenia. No i wiadomo, lepszy jakościowo. Do kupienia m.in. na stronie Farfetch za niecałe 5900 zł.
A to viral, który podbijał „zniesmaczone” media dwa lata temu. Japoński denim i fabryczny brud, mający przypominać zużytą odzież roboczą (lub bezdomnych). Fetyszyzacja ubóstwa w pełnej krasie. Ceny? W okolicach 300-500 dolarów, w zależności od modelu. Jedna z tych rzeczy, w przypadku których można spokojnie (i na poważnie) stwierdzić, że chyba to poszło trochę za daleko.
Na zakończenie szalik. Albo brudny bandaż. Albo wszystko naraz. Nie jesteśmy pewni. Projekt niemieckiej marki Suzusan. Materiał – kaszmir, pokryty nadrukiem. Tanio i skromnie – 2100 zł.
Koniec. Kwestię ewentualnej trzeciej części (z czym – tajemnica) zostawiamy Wam i Waszej opinii. Niedługo podejmiemy jeszcze inny (i bardziej kontrowersyjny) aspekt domów mody, więc klasycznie, sprawdzajcie naszego fanpage’a i Instastory.
Dwie polecanki na koniec – infografika z najdroższymi parami z kolabo Supreme x Nike i przegląd case’ów na iPhone’a od projektantów. Stay tuned!
fot. Grailed/SSENSE/Farfetch/Lyst/Yoox
Zostaw komentarz
Udostępnij

Belmondo ostatnio coraz częściej się wyświetla, co nas oczywiście cieszy. Tym razem Młody Algida położył zwrotkę u Bambo The Smugglera (który świetnie wpasował się w stylistykę Mobbyn).

Nie da się ukryć, że aktualnie rap jest robiony często według jednego schematu. Większość raperów z Polski, Niemiec czy nawet Stanów, operuję podobnymi patentami na kawałki. Powoli zaczyna robić się nuda, hip hop popada w marazm i wtedy przychodzi on - Shindy. Raper, który wjeżdża na białym koniu i jak Marty McFly cofa się w czasie, do czasów największych hitów od Bad Boy Records i 50 Centa.