
Ósmy i – jak zapowiadają twórcy – ostatni sezon sagi opowiadającej o walce o Żelazny Tron, będzie miał swoją premierę wiosną 2019. O szczegółach fabuły wiadomo niewiele, bo ta strzeżona jest bardziej niż szwajcarski bank. Pewne jest jedno: rozmach finału ma przewyższyć wszystko, co do tej pory dane nam było obejrzeć w TV.
Biorąc pod uwagę to, co już zobaczyliśmy w poprzednich sezonach, jest to obietnica, która zobowiązuje. A jeśli dołożymy do tego jeszcze niebagatelny budżet 15 milionów dolarów na każdy z sześciu odcinków finałowej serii, mamy prawo naprawdę wiele oczekiwać.

I też chyba sporo działo się na planie ósemki „GoT”, gdyż Kit Harington, wcielający się w serialowego Jona Snow, udzielił ostatnio wywiadu, w którym przyznał, że plan wykończył nie tylko jego samego, ale i niemal wszystkich aktorów. – Ostatni sezon „Gry o tron” był zrobiony tak, by nas złamać (…). Prawie nie spaliśmy (…). Pod koniec wszyscy snuli się po planie mówiąc: „Mam już dość. Kocham to, ten serial to najlepsza rzecz w moim życiu, kiedyś będę za tym tęsknić, ale mam dość” – mówił.
Już w pierwszym odcinku pierwszego sezonu twórcy wyraźnie pokazali, że ten serial będzie inny niż wszystkie. A gdy kilka odcinków później bez sentymentów zgilotynowali jednego z głównych – jak się wydawało – bohaterów (Eddark Stark), widzowie zrozumieli, że oto mają przed sobą produkcję, po której mogą się spodziewać kompletnie wszystkiego. I wszystkiego też zaczęli żądać, czemu to „Gra o Tron” sezon za sezonem dzielnie dawała radę, nagradzana w zamian ciągle miejscami w ścisłej czołówce licznych zestawień rankingowych najlepszych produkcji TV. W takiej sytuacji nietrudno się dziwić, że gdy wyszła wiadomość, że seria 8 będzie (najprawdopodobniej) ostatnią, oczekiwania sięgnęły zenitu (żeby nie powiedzieć – odleciały w kosmos).
A twórcy nie tylko zapewniają, że potrafią im sprostać, ale podbijają stawkę i obiecują jeszcze więcej i więcej. Ma więc być jeszcze bardziej spektakularnie, jeszcze bardziej bogato i jeszcze bardziej widowiskowo. Efekty specjalne mają mieć jeszcze większy rozmach, a fabuła jeszcze więcej zwrotów akcji. Nie wierzycie? To niech przekona argument, że sama tylko bitwa o władzę w Westeros zajęła 55 dni zdjęciowych.
Póki co, nie ma jeszcze oficjalnego trailera serii. Krótkie przebitki możemy zobaczyć w spocie promującym nowości HBO. Czekamy. W tym roku winter is coming wiosną.