
Jakiś czas temu SBM Label rozpoczęło nietypową akcję promocyjną nowego krążka jednego ze swoich artystów. Otóż całość była niespodzianką. Słuchacze nie wiedzieli, czyją płytę oraz gadżety mogą zamówić. Wiadomo było tylko, że jest to album uczestnika SBM Starter. Podejrzewano więc głównie Lubina lub Szczyla, ale tajemniczym artystą nie okazał się żaden z nich. Jest nim Twój nowy idol.
Chodziło bowiem o rapera, który udział w akcji brał jeszcze wcześniej, a konkretnie o Janusza Walczuka. Swoją pozycję w szeregach SBM umacniał już od jakiegoś czasu. Najpierw wrzucił nieźle przyjęty singiel pt. „Szary Blokk”, a potem popisał się kilkoma dobrymi zwrotkami na „Hotelu Maffija”. Zwieńczeniem jego postępów jest z pewnością pierwsze pełnoprawne wydawnictwo o wymownym tytule „Janusz Walczuk”, promowane singlem, który nazywa się, a jakżeby inaczej, „Janusz Walczuk”.
Singiel z pewnością zaskakuje, bo różni się od poprzednich, popularnych numerów z udziałem Walczuka. Mamy tu do czynienia z mieszanką rapu, popu i R&B. W efekcie kawałek brzmi bardzo przyjemnie, przypominając nieco kultowe hity z lat osiemdziesiątych. Całość ma jednak odpowiedni, nowoczesny sznyt, co tworzy z niego kapitalny materiał na radiowy szlagier. Tym bardziej, że jego liryka nie jest ani wymagająca, ani ciężka, ani też specjalnie ambitna. Ot, Janusz opowiada nieco o swoim życiu, bez fajerwerków tekstowych i technicznych. Do koncepcji numeru właśnie takie podejście pasowało idealnie, więc nie można uznać tego za minus. Czy dzięki temu numerowi Walczuk to już Wasz nowy idol?
fot. kadr z klipu „Janusz Walczuk – Janusz Walczuk”, YouTube.com/SBM Label