Felieton,Hip Hop

Jedyny prawdziwy Wilk – Yelawolf „Ghetto Cowboy” [RECENZJA]

Kajetan Szewczyk -
Felieton,Hip Hop - - Dodane przez Kajetan Szewczyk

Jedyny prawdziwy Wilk – Yelawolf „Ghetto Cowboy” [RECENZJA]

Michael Wayne Atha nie miał w ostatnich latach lekko w życiu prywatnym, a w zawodowym też nie było najlepiej, czego dowodził na „Love Story” w 2015 roku. Potem przyszło raczej pominięte przez większość „Trial by fire” i tegoroczne „Trunk Muzik III”, które nie dorastało do pięt poprzednim dwóm edycjom. Przy okazji nastąpił rozbrat z Shady Records i nie za bardzo było wiadomo, co dalej stanie się z Michaelem. Tylko że on widocznie miał plan, bo jak ostatnio przyznał w wywiadzie dla HotNewHipHop – „Ghetto Cowboy” powstało w dużej mierze przed „Trunk Muzik III”, co może oznaczać, że specjalnie czekał z materiałem, by wypuścić go już własnym sumptem, bez opieki wytwórni Eminema. I choć może jest to wyłącznie moja teoria spiskowa, to w mojej opinii to słychać. Same zapowiedzi już o tym świadczyły:

Bonsoul w Asfalcie

Wiele osób obawiało się, że Bonsoul po dołączeniu do Asfaltu zmięknie. Albo coś złego się stanie z chłopakami. Nic z tych rzeczy, dostaliśmy podziemie z hologramem, a duet pokazał, że nie ma różnicy sytuacja wydawnicza, kiedy wie się, co się robi. I choć jest to dosyć dziwaczne porównanie, to dla mnie „Ghetto Cowboy” jest dokładnie tym, co Yelawolf powinien nam dać po „Love Story”, ale widocznie z jakiegoś powodu nie mógł – być może ze względu na ograniczenia labelu.

Yelawolf na najnowszym krążku uśmiecha się szeroko do wszystkich kamieni milowych swojej kariery. No dobra, może poza „Radioactive”. Słychać, że na bębnach hasa Catfish Billy, kiedy w głośnikach leci „Here I Am”, słychać ciągoty do ballad podszytych południową, wojskową poetyką w „You and me”, mamy ukłon do „Pop the trunk” w „So Long”. Zresztą znajdziemy też kawałek „Renegades”, który jest nową wersją tego znanego z EPki „Hotel”. Wszystko jest przemyślane i na swoim miejscu, a Yela nigdy nie brzmiał tak lekko, robiąc przed mikrofonem wszystko, co w obrębie jego stylu słyszeliśmy przez lata. To prawdziwie autorska muzyka z własną mitologią i powracającymi motywami. To muzyka, która leci w starym Chevrolecie w środku nocy, kiedy kończy się benzyna i do rana siedzimy przy prowizorycznie rozpalonym ognisku, czekając aż podjedzie ktoś z choć trochę napełnionym kanistrem.

Jak już przy Chevroletach jesteśmy, to fani dostali siódmą część sagi „Box Chevy” i tym razem chyba nikt nie będzie kręcił nosem. Wiadomo, że kultowej trójki raczej Yela nigdy nie przebije, ale najnowsza odsłona przywraca klimat, za który pokochaliśmy te numery o samochodach.

Szeryf wrócił do miasta

Oby za ogólnie dobrym odbiorem krążka szła i jego sprzedaż. To się Michaelowi przyda, bo po „Radioactive” jego mainstreamowa kariera stanęła na jakieś pięć lat. Podziemne ruchy na szczęście pozwoliły zbudować cały movement Slumerican, który jest fanatyczną bazą słuchaczy i nie pozwoli swojemu idolowi umrzeć z głodu, ale przydałoby się widzieć tego gościa wyżej. Nikt na taką skalę nie opowiada rapem historii białego rednecka z Alabamy, a już w ogóle nikt nie opowiada rapem historii białego potomka Indian. Zamykający krążek, tytułowy „Ghetto Cowboy”, jest jednym z tych numerów, przy których dostaje się ciary i chyba najbliżej mu do spontanicznych strzałów, jakie Michael wypuszczał przed „Trunk Muzik III”. Możliwe, że powstał w podobnym czasie. Jest idealnym podsumowaniem postaci, jaką przez lata stał się Yela, a outro idealnie splata się z wyobrażeniem o samotnym jeźdźcu i zachodzącym słońcu.

Czasami zdarza się tak, że raper nagrywa swoją wizytówkę wiele lat po oficjalnym debiucie. Tak jest również w tym przypadku. Pióro znowu jest ostre, głos działa perfekcyjnie pod batutą właściciela, a kompozycje otulają snute historie, jak najbardziej troskliwi przyjaciele. Jeśli ktoś nie zna Yeli, to spokojnie może zacząć od tego albumu. Jeśli ktoś zna, to zaskoczeń nie będzie, ale ten rodzaj spokoju też jest czasami w twórczości potrzebny. Trzymam kciuki za dalsze ruchy, M.W.A!

fot. okładka wideo „Yelawolf – Drugs [Audio] | Trunk Muzik 3”, youtube.com/YelaWolf

Zostaw komentarz

Udostępnij
Felieton,Hip Hop
Dlaczego czarnoskóry raper z Buffalo wrzuca Hitlera na okładki płyt?

Jeżeli śledzicie poczynania Shady Records, czyli wytwórni, której twarzą jest Eminem, to wiecie, że nie tak dawno temu jej szeregi zasilili Conway The Machine i Westside Gunn. Ten pierwszy zdążył już nawet nagrać i wypuścić numer z Marshallem. Tutaj macie o tym nieco więcej -> CONWAY: EMINEM WIE, ŻE CZARNOSKÓRZY GO NIE SŁUCHAJĄ. Przyznaję bez bicia, że styl Cona od początku do mnie przemawiał, jego flow, które powoli coraz bardziej zaczyna przypominać Notoriousa, i sposób składania rymów. Westside ze swoim wysokim, sowizdrzalskim głosem i bardziej rozchwianym stylem, nie zapadał mi tak bardzo w pamięć. Tym bardziej zdziwiłem się, że ten koleś robi coś, co już dawno powinno zwrócić moją uwagę. Wypuszcza albumy z Hitlerem na okładce z plejadą najlepszych podziemnych głów producenckich i rapowych, co daje każdorazowo mieszankę wybuchową. Jednak pewnie nie wiedziałbym o tym do dzisiaj, gdyby nie to, że cała seria nazywa się "Hitler Wears Hermes".

Hip Hop,News
DJ Premier: Urna z prochami Guru jest w studio

Dosłownie parę dni temu dostaliśmy "One of the best yet", siódmy album Gang Starr wydany po 16 latach od ostatniego i 9 lat po śmierci Guru. DJ Premier dotarł jednak do archiwów i znalazł materiały, które jego kolega z zespołu zdążył nagrać przed odejściem. W efekcie dostaliśmy 16 zupełnie nowych utworów, z czego w części możemy usłyszeć całkiem nowe twarze (jak J. Cole czy Nitty Scott). Jednak koniec tego wstępu, jak do recenzji, bo ta jeszcze u nas zagości. Tym razem tylko o jednym aspekcie procesu produkcyjnego "One of the best yet".