
To, że Warszawa i Poznań nie bardzo się lubią, nie jest tajemnicą (zresztą, tak prawdę mówiąc, mało które miasto lubi Warszawę). To, że nie lubią się warszawski raper Tede i Poznaniak Peja wiedzą chyba nawet ci, którzy nie śledzą specjalnie branży.
Konflikt zaczął się lata temu, a przez dekadę na przemian słabł, to znów przybierał na sile. Generalnie jednak obaj panowie obrali zasadę, żeby nie przepuszczać okazji, by nie powiedzieć sobie kilku miłych słów, nawet jeśliby temat rozmowy oscylował wokół czegoś zupełnie innego. Wszak okazja to okazja. A ta ostatnio przytrafiła się raperowi z Warszawy..
[youtube.com]
Kilka dni temu Tede udzielił obszernego wywiadu portalowi Noizz.pl. Stwierdził w nim, że Peja, który podjął się featuringów z pokoleniem Młodej Polski (Kaz Bałagane, Young Multi i Young Igi), zdecydowanie dał się tym młodziakom zjeść (a potem wypluć – red.) i że jemu samem – Tedemu – poszłoby lepiej (dodał przytomnie, że to pewnie dlatego jemu pojedynókw nie proponują). Ten cytat odbił się szerokim echem. Paradoksalnie jednak nie to były najmocniejsze słowa warszawiaka. W tej samej rozmowie, tyle że kilka zdań później, zarzuca on Peji plagiat. Twierdzi, że tytułowy kawałek z krążka „25 godzin” opiera się na tym samym motywie muzycznym, co jego kawałek sprzed pięciu lat – „Mama ma, mama da”. (album „Mefistotedes”) – Można się inspirować cudzą muzyką, raz ro wychodzi lepiej, raz gorzej, ale jeżeli kopiujesz kogoś, kto jeszcze niedawno był dla ciebie asłuchalny, to chyba coś jest z tobą nie tak – stwierdził ostro w wywiadzie.
Jak myslicie? Ile przyjdzie nam czekać aż odpowie Peja?