
Śmiała hipoteza? Oczywiście trzeba mieć świadomość diametralnie różnej skali, ale postaram się uzasadnić moje przemyślenia. Dlaczego, jeśli chodzi o scenę rap, Warszawa to Nowy Jork, a nie na przykład Los Angeles, Detroit czy Filadelfia?
Na początek kawałek, który nakłonił mnie do tego porównania. Chodzi o numer mający już 15 lat! To „New York” z szóstej solowej płyty Ja Rule’a. Gościnnie udzielają się na nim Fat Joe i Jadakiss, a gdzieś w tle znajduje się beef z 50 Centem (który ostatnio odzyskał hajs po 34 latach). Ten swoisty tribute dla Wielkiego Jabłka do dzisiaj jest świeżym bangerem, choć w 2004 roku na podobne brzmienie w Warszawie nie było co liczyć – 3 lata później dyskutowano o bitach na „TPWC”, które, jak na tamten czas, były dosyć niespodziewane nowoczesne (a na pewno nie stricte hip-hopowe).
Wracając jednak do głównej osi tematu – przecież ten numer z łatwością można wyobrazić sobie z nieco inną obsadą. Zamiast Rule’a, Joe i Kissa – Ero, Pyskaty i Pezet. Za bit odpowiadałby pewnie autor chamskiego, nowoczesnego brzmienia Szybkiego Szmalu, czyli Szogun, a nie duet Cool & Dre. Ekipa SzSz jeszcze się w tym zestawieniu pojawi.
To jest chamstwo
„Gdy Volt jeszcze brzmiał jak Pete Rock” – nawijał Pyskaty w „Bez granic„. Producent dziękował potem za ten wers w jednym z wywiadów. Przyznał, że faktycznie inspiracja była i jest istotne, by takie rzeczy zauważać. No właśnie – inspiracja skąd? W tym przypadku z Bronxu, ale ogólnie warszawska scena inspirowała się producentami i raperami z Nowego Jorku właśnie. Zresztą nie tylko warszawska scena, ale o tym, dlaczego to Warszawa jest Nowym Jorkiem (a nie na przykład Poznań), będzie za moment.
Warszawski styl, poza tym że kształtował się na nowojorskim brzmieniu, charakteryzował się wyczuwalnym i dosyć specyficznym cwaniactwem. Sposób nawijania, sam raperski słownik i patenty na poruszanie tematów – to było i do dzisiaj zostało bardzo szczególne. Przywoływanie Molesty enty raz jest za proste, więc spójrzmy na wspomniany wcześniej Szybki Szmal. Nowy Jork ma to do siebie, że nawet jeśli jakiś styl wymyślony zostanie np. w Chicago (jak drill), to i tak zostanie przeszczepiony do Jabłka. Warszawa ma podobnie. Niejako centralizuje hip-hop w Polsce, jeśli chodzi o wpływy muzyczne. „Szybki Szmal Mixtape” z 2005 roku to jest właśnie coś takiego. Przy czym idealnie zgrywa się z „butną” postawą nowojorczyków („Ignorant shit” Jaya Z czy wersy w przytoczonym „New York” Ja Rule’a – nie wzięły się znikąd).
Taki mamy klimat
Nieistotne czy na ciętych samplach czy na syntetycznych bitach – Warszawa zawsze zachowywała pewną spójność. Dobrze oddają to chociażby kawałki Płomienia 81 – stylistyka może być różna, ale Ursynów bije z głośników.
W Polsce nigdy na dobre nie przyjął się g-funk (mimo starań FFOD, 2cztery7 i ekipy Grill-Funk). Można tutaj pójść za głosem Young Guru (nie rapera, a realizatora Jaya Z) i zgodzić się, że wszystkiemu winna jest… pogoda. No dobra, pogoda i urbanistyka.
Pogoda dla bogatych
Jednym z powodów, dla których muzyka z Los Angeles tak różni się od tej z Nowego Jorku, jest oczywiście Dr Dre. Kiedy zaczynał robić bity, stwierdził że mają dobrze brzmieć w samochodzie. Niby prosty punkt wyjścia. Tylko że czym jest jazda samochodem w Los Angeles? Wówczas raczej nieśpiesznym wożonkiem w upalny dzień. Co to oznacza? Że tempo bitów może być wolniejsze, a bas bardziej rozlany. To po prostu współgra z rytmem życia w LA.
Ale już nie w NY. Do raczej chłodnego klimatu bardziej pasują zimne sample i ciężka perkusja. „Mroczniejszy” styl wschodniego wybrzeża, to po prostu muzyczne odwzorowanie jego integralnych cech. Z kolei korki będące zmorą Wielkiego Jabłka sprawiały, że samochodem jeździło się wolno, bo… po prostu się stało. Do tego nie można mówić o specjalnie zachwycającej pogodzie. Słowem – muzyka ma nastrajać do ruchu, do akcji, ma pobudzać.
Tu nie ma ulic, tylko prospekty
Takie zdanie napisał kiedyś Jerzy Pilch o urządzeniu urbanistycznym Warszawy. Faktycznie, kto chociaż raz był w stolicy, ten zwróci uwagę na to, że zachowane układy ulic charakteryzują się dużą otwartością (główne arterie to nie są jakieś wąskie uliczki). Nie zmienia to faktu, że z różnych względów planistycznych – w Warszawie w pewnych godzinach się stoi. Do tego, w dużej części roku, jest raczej zimno (choć to tyczy się akurat całej Polski).
Ponieważ Warszawa jest medialną stolicą naszego kraju, to jej krajobraz społeczny – że tak to ujmę – też jest bardzo określony. Nie będzie dużego problemu z utworzeniem paraleli między różnicami stopnia zamożności w NY i w Warszawie. W obu miastach doświadczymy absurdalnie drogich i nowoczesnych miejsc, a także koszmarnie zaniedbanych i brudnych. Do tego Warszawa kojarzy się z szansą na lepsze życie, na osiągniecie sukcesu, „jak sobie poradzisz w Warszawie” itd.
Nic dziwnego, że z powyższych powodów narracja rapera ze stolicy będzie się jednak różniła od tej, którą snują wykonawcy ze Śląska (region z własną, bardzo bogatą historią i walką o autonomię w tle) czy ze Szczecina (blisko do Niemiec). Identyfikacja wewnętrzna każdego z miast jest szalenie różna, a Warszawa jest swego rodzaju tyglem. Co roku napływają do niej studenci z całej Polski. Co roku odpływają absolwenci do pracy za granicą. Że już nie wspomnę o imigrantach. Pod względem mieszanki kulturowej, Warszawie najbliżej jest do Nowego Jorku, choć oczywiście w o wiele mniejszej skali.
fot. kadr z wideo „Sokół: Nie lubię wpisywać się w trendy”, youtube.com/Vogue Polska