
Ludzie, którzy spędzają ze mną jeden dzień, zaczynają myśleć w sposób nieszablonowy – tak stwierdził Kanye West, który pojawił się na okładce GQ. W obszernej trzyczęściowej rozmowie z redaktorem naczelnym magazynu, Willem Welchem, poruszyli (jak zwykle) tematy związane z przemianą Ye oraz jego szeroką działalnością kreatywną – marką Yeezy, architekturą i oczywiście muzyką.
Kanye swoją dawną arogancję wytłumaczył tym, że być może pochodziła ona stąd, że wcześniej nie pracował dla Boga, tylko dla swojego ego, co było jak praca dla diabła. Z tego powodu myślał właśnie nad rezygnacją z rapu.
Myślałem o tym, aby już więcej nie rapować, ponieważ tak długo rapowałem dla diabła, że nie wiedziałem, jak rapować dla Boga. Później jeden z moich pastorów powiedział mi: „Mój syn właśnie powiedział, że chciałby usłyszeć album rapowy o Jezusie od Kanye’ego Westa”. Nie powiedział: „Kanye West, musisz to zrobić” (…) on po prostu powiedział mi coś, co powiedziało dziecko. I ta jedna rzecz robi różnicę.
Przy okazji przyznał także, że 20 procent „Jesus Is King” zostało nagrane iPhonem oraz rozwinął wątek albumu i swojej dawnej muzyki.
Powiedzieli, że prawdopodobnie już zapomniałeś o „Jesus Is King”. Tymczasem „Selah” jest ulubionym kawałkiem mojej córki (…) To jest jedyny album na takim poziomie produkcji, że może być odtwarzany w domu jak muzyka, na której dorastaliśmy. Tak, mieliśmy duchową muzykę o Chrystusie, która utrzymywała nas przy życiu na polach niewolniczych. Później mieliśmy możliwość, aby zarobić pieniądze tworząc R&B, rock 'n’ roll, w których nie pojawiało się imię Jezusa (…) Następną granicą było zrobienie piosenki o tym, jak zamierzasz kogoś zabić. Albo być z cudzą żoną. Prawie wpadłem w tę pułapkę.
Stwierdził również, że jego zdaniem jego najsłabszym singlem jest „Power”, a „My Beautiful Dark Twisted Fantasy” stworzył dlatego, że ludzie myśleli, że to będzie koniec jego kariery. Sporo powiedział także o zmarłym niedawno Kobe Bryancie , do którego zresztą się porównał…
On był moją koszykarską wersją, a ja jego rapową, takie są fakty! Mamy reklamy, które to udowadniają (…) Pojawiliśmy się w tym samym czasie, razem (…) My nie gramy. My przynosimy do domu trofea
…i opowiedział o tym, jaki związek ma koszykarz z jego sposobem myślenia.
Jest jedna ulica, którą jeżdżę z mojego biura albo domu do miejsca, gdzie budowane są domy [przyp. red. – Las Virgenes Road, gdzie rozbił się helikopter, którym leciał m.in. Kobe Bryant]. Teraz nie ma opcji, abym nie był tak zdeterminowany jak Kobe za każdym razem, kiedy nią jadę (…) Nie ma ruchu, którego nie możemy wykonać albo musimy z nim poczekać. Każdy w naszym życiu jest teraz członkiem Lakers w jednej z mistrzowskich drużyn Kobe. Sposób, w jaki Kobe powiedziałby, że musimy wygrać te mistrzostwa, to sposób, w jaki patrzę teraz na życie.
Całą rozmowę możecie przeczytać TU.
fot. Tyler Mitchell