
„Reksiu” Margaret na feacie z Otsochodzi wyszedł przedwczoraj (12 sierpnia) i zapowiada czwarty album artystki. Muzycznie od jakiegoś czasu porusza się ona bardziej w około hip-hopowych klimatach, a w lutym tego roku założyła własną wytwórnię płytową. Margaret i Gaja Hornby Records idą w dobrą stronę, a my opowiemy Wam, dlaczego.
Rap zwykle jest autotematyczny. Rapuje się o sobie: co mam, ile tego mam, co robię, czego chcę, ewentualnie co widziałem (ale to tylko w przypadku naprawdę zaawansowanego storytellingu). A przy tym często bywa monotematyczny, mitomański, a nawet toksyczny. Generuje dodatkową presję. Nie zawsze, w zasadzie obecnie coraz rzadziej, ale wciąż, jeżeli zapytamy kogoś o motywy przewodnie w rapie, będą nimi: hajs, drogie samochody, łańcuchy i dragi. Jest więc trochę jak małe dziecko. Kiedy rodzice pytają: „kim chcesz być w przyszłości?”, odpowiada: „będę bogaty”. Jednak dorastając, zamiast chcieć „jak najwięcej”, godzimy się z tym, że sukcesem będzie mieć na własność coś niewyszukanego, ale wystarczającego.
I tutaj pojawia się Margaret ze swoim tekstem o „prostym życiu bez kompleksów”. Bez misternie konstruowanego wizerunku kogoś, kto ma dużo, ale chce jeszcze więcej i to właściwie w każdej dziedzinie życia. Bo czasami (a w rapowym środowisku zdecydowanie częściej) naprawdę ciężko odpuścić i po prostu odpocząć.
Wszystko gra
Jeżeli ktoś powie, że to Młody Jan skradł ten kawałek, nie będę się z nim kłócił. Ale mnie Otsochodzi w „Reksiu” ani nie zachwycił, ani nie rozczarował. Margaret ma pewne siebie i nieco zadziorne, ale niekoniecznie pretensjonalne i aroganckie flow. Forma i treść do siebie pasują, bo są lekkie i nienachalne. A wszystko to na przyjemnym podkładzie, którego twórcą jest „Kacezet”. Lirycznie jednak „Reksiu” jest o wiele ciekawszy. Aż chciałoby się przytoczyć klasyka, „zero potrzeb”. I może zabrzmiało to jak żart, ale ten „antyrap” w wykonaniu Margaret to coś, czego życzyłbym sobie w mainstreamie zdecydowanie jak najwięcej. Potrzebujemy zresztą (kolejnej) kobiety-raperki, która opowiadając o kobiecej seksualności stanie w kontrze do „robiącego je na podłodze” sami-wiecie-którego-rapera.
Chcę proste wiejskie życie jak miał Reksiu/Mała buda, ale własna i bez stresu/Ćwiczę formę, ale robię to bez dresów/Bardzo polecam seks zamiast fitnessu/Bez kompleksów
„Reksiu”
Teledysk do „Reksia” jest zwyczajnie dobry i ma ten „filmowy” vibe. Z ciekawie skonstruowanymi kadrami, klimatycznymi lokacjami i odpowiednio wykorzystanym ruchem kamery, który służy czemuś więcej niż nadaniu dynamizmu kolejnymi cięciami (mowa tu chociażby o scenie wyjścia poza lustro w 26 sekundzie). Znalazła się też pływająca w jeziorze wielka, gumowa kaczuszka. Krótko mówiąc: dzieje się. A za wszystko odpowiedzialny jest Mac Adamczyk.
fot. materiały prasowe