Margaret: Mam ambicję, żeby odczarować wizerunek kobiety w Hip-hopie [WYWIAD]

Jak rapuje w kawałku „Antipop”, wychodzi z pudełka.

Margaret już nie zawsze ma make-up i coraz częściej zakłada kaptur. „Maggie Vision” to album szczery i autentyczny. Mimo, że jej nowy wizerunek stał się tematem przykrych plotek, Margaret znalazła w sobie siłę, aby sprzeciwić się konwenansom.

Zawsze byłaś przekorna czy to jest zmiana, która zadziała się teraz?
Zawsze byłam przekorna, jednak na tyle, na ile w danym momencie mogłam i czułam się na siłach. I przede wszystkim na tyle, na ile byłam świadoma siebie. To proces. Z czasem, gdy zaczęłam dojrzewać, coraz częściej tupałam nogą i stawiałam na swoim.

Nadal mi gdzieś w głowie brzęczą słowa: „Ty, dziewczynko, ładnie wyglądaj, nie garb się, nie przeklinaj”. Dużo było i myślę, że cały czas jest komunikatów w przestrzeni publicznej, które mają nas uporządkować; które zabijają kobiecy potencjał. To detale, ale mają wpływ na nas i nasze decyzje. Patrzymy przez pryzmat tego, co wypada. Od wielu z tych głosów już się uwolniłam, choć pewnie są jeszcze takie, które nadal robią robotę.

Kierunek muzyczny, na jaki się zdecydowałaś był jedyną drogą, którą mogłaś obrać, żeby się wyzwolić?
Wydaje mi się, że nie. Jest dużo gatunków, w których można się spełniać. Ja po prostu lubię taką muzykę, jaką też aktualnie uprawiam. Od dziecka słucham dużo jazzu, r’n’b, soulu. Jestem też z tych, którzy bardziej jarają się rozwiązaniami rytmicznymi, flow, niż wyciąganiem C trzykreślnego. Ten kierunek ze względu na inspiracje był mi bardziej po drodze, bo takiej muzy po prostu słucham.

A polskiego rapu słuchasz?
Tak. Moją pierwszą, dużą hip-hopową inspiracją był Łona. Na początku z powodów lokalno-patriotycznych – jest ze Szczecina, każdy w Szczecinie słucha Łony. Ale kiedy zrozumiałam, co on wyprawia z tekstem, jak pięknie opowiada, jednocześnie będąc przy tym kure*sko zabawnym, rozkochałam się w tym na maksa.

Na co możesz pozwolić sobie w hip-hopie, a na co nie ma miejsca w popie?
Wydaje mi się, że w popie wiele rzeczy nie przystoi. Natomiast ja chciałam opowiedzieć swoją historię bezkompromisowo, nie zważając na to, co powinnam albo co wypada. Na tym albumie słychać wiele niewypowiedzianej złości, którą przez lata trzymałam w sobie. W tym przypadku przekleństwa są środkiem wyrazu. W popie jednak taka nieprzypudrowana szczerość by nie przeszła. Za pikantne.

Można byłoby nagrać „No Future”?
Ta tematyka po prostu musiała usiąść w czymś charakternym, mocnym. Miałam ogromną potrzebę, żeby tego nie upiększać. Z jednej strony na zwrotkach te wokale są dość brudne, a na refrenie potraktowaliśmy je ostro Auto-Tunem, by mimo tego punkowego bitu, zostać nadal w stylówie urban. Bardzo mi się podoba ten zabieg.

W utworze „Antipop” masz linijkę: „Zmieniam scenę, ale to ten sam syf”. Ludzie o tym nie wiedzą. Jak wygląda ten świat od kulis?
Myślę, że każdy na swój sposób zna temat melanżu. W tym kontekście nic zaskakującego tam nie opowiadam. Zaskakujące jest tylko zderzenie z tym wyidealizowanym światem, który znamy z ekranu telewizora. Chciałam to znowu odczarować. Nie żeby palić za sobą mosty ani kogoś z czegoś rozliczać, ale spuścić trochę powietrza z tego nadmuchanego balonika. Jestem zwykłą laską, która też chodzi na imprezy. Pop ubiera się w te kolorowe sukieneczki, nosi przyklejone uśmieszki – a to ten sam syf. Luźne gacie.

W „Xanax” opowiedziałaś o jesieni 2019. Byłaś wtedy jurorką w „The Voice of Poland”, a później wycofałaś się z mediów społecznościowych. Jak udało ci się wyjść na prostą?
Zabrzmi to śmiesznie, ale wcześniej nie miałam czasu, żeby poznać siebie. W zasadzie pandemia pojawiła się dla mnie w idealnym momencie. Zyskałam trochę czasu. W piosence „Sold Out” śpiewam: „W białych rękawiczkach wojna, w chłodzie marmurowych komnat, w błyskach fleszy mortal kombat”. I tak to właśnie u mnie było.

Mnie zawsze bawiła ta przewrotność. Gdy zaczęłam zdejmować z siebie te maski – i metaforycznie, i dosłownie – to dopiero wtedy w opinii innych zaczęło się ze mną coś dziać. „Staczasz się” – taka była reakcja na moje spontanicznie wrzucone zdjęcie na Instagrama.

A „Xanax” do tych zdjęć pasował… 
Ten numer jest mi bardzo bliski. Czułam, że muszę jakoś skomentować te pojawiające się zewsząd teorie na mój temat. Zresztą depresja – niestety – jest popularnym tematem wśród młodych ludzi. Rosną oczekiwania, bo ten świat w telefonie jest bezlitosny i wpędzający w kompleksy. Mnie też to dopadło, więc przelałam to na midi. 

Jaki stosunek do tych plotek mieli twoi bliscy? Podobno ludzie pisali do twoich rodziców.
Tak było. (śmiech) Najbardziej mi żal właśnie moich rodziców, bo wiem że spotykają się z różnymi komentarzami i uszczypliwościami. Zdecydowałam się jednak otworzyć, bo dla mnie to stanowi o mojej sile i jestem z tego dumna.

A jaki mają stosunek do twojej zmiany kierunku artystycznego? W „No Future” rapujesz, że mama wolałaby „w róż i w dur”…
Wolałaby, ale wspiera mnie i zawsze powtarza: „Wiesz, Gosia, ja po prostu tego nie rozumiem”. Dodam tylko, że moja mama z zawodu jest nauczycielką, więc myślę, że w pokoju nauczycielskim było jej łatwiej z Margaret od „Cool Me Down” niż z Margaret od „Antipop”. 

No właśnie, „Antipop”. Dlaczego zdecydowałaś się, żeby nagrać akurat z Karą? Nie spodziewałam się jej na twojej płycie.
Bo jest świetna. Mało jest lasek, które rapują, a ona jest na dodatek super skillsowa. Ma też specyficzną wyluzkę, która mi się bardzo podoba. Tematycznie to numer o imprezkach w czasie przeszłym, a ona też już swoje w tym temacie nabroiła – z tego, co słyszałam w jej piosenkach. Skleiło nam się to, ale też po ludzku nam kliknęła ta współpraca. Bardzo Karę lubię i cenię.

Chciałabyś swoją osobą, muzyką zmienić coś w hip-hopie?
Mam ambicję, żeby odczarować wizerunek kobiety w hip-hopie. Myślę, że nie tylko ja to zauważam, ale ostatnio dziewczyny coraz silniej i odważniej wchodzą do gry. A ja chciałabym właśnie pokazać kobietę już nie tylko jako „jego sukę”, ale jako laskę silną, piękną i dumną. 

Ostatnio nagrałam numer „Bajkał” z Kachą z Coalsów i z Przemkiem [1988 – przyp. red.], i tam pada: „Nie jestem laską od refrenów”. My już nie chcemy tylko dośpiewywać raperowi. Mamy swój głos i piszemy swoje wersy. Ten rok zaczął mi się dziewczyńsko i chciałabym to kontynuować.

W 2020 roku wzięłaś także udział w jednej z akcji zorganizowanych przez Kampanię Przeciw Homofobii. W środowisku hip-hopowym pojawiają się głosy wsparcia, ale ty zrobiłaś więcej.
Wiesz, nie jest tajemnicą, że artyści często są zakładnikami swojego wizerunku. Ja wolę mieć pewność, że moja publika ma otwartą głowę. To, na kogo głosuje w wyborach mnie nie obchodzi, ale jeżeli chodzi o poszanowanie praw drugiego człowieka, to w tej kwestii musimy się zgadzać. Dlatego często i chętnie zabieram głos w takich sprawach. Widzę, że ten target wtedy się weryfikuje, ale to dobrze.

Twój album jest bardzo różnorodny, zwłaszcza jeśli chodzi o gościnki. Do tego singiel z Kachą, o którym wspomniałaś. W którą stronę chciałabyś dalej iść?
To jest na pewno kierunek urban. Mówię urban, a nie hip-hop, bo oprócz nawijki, flow, nadal lubię chwytliwe, popowe melodie. Dlatego chcę to mieszać w sosie własnym.