
Nie od dziś wiadomo, że narkotyki, zarówno miękkie, jak i twarde, odgrywają dużą rolę w twórczości wielu artystów. Kiedyś nie mówiło się o tym otwarcie, dziś robi się to częściej. Jak się okazuje, kompletnie nie krępuje się z tym również Playboi Carti. Raper za pomocą Instastories zwierzył się na temat swojego uzależnienia, które rozwinęło się wraz z tworzeniem nowego albumu „Whole Lotta Red”
Przez 365 dni prawie nie spałem. Jestem sporym „narko”, dosłownie zabijam się dla tego albumu. Nie mogłem tego zmyślić. Jeśli wygram Grammy, to podziękuję swojemu dilerowi.
Zwykle artyści dziękują Bogu, rodzinie, producentom lub wytwórniom. Dilerzy jeszcze wspominani nie byli, choć – jak wspomniałem wyżej – na pewno mieli spory wpływ na jednego laureata. Niemniej jednak, uważamy, że powinno tak pozostać. Nawet już nie dlatego, że nie chcemy żeby dilerzy nabierali rozgłosu, po prostu szkoda nam zdrowia naszych ulubionych artystów, a w przypadku Playboi’a, być może nawet życia. Okrągły rok zażywania przeróżnych substancji to zdecydowanie nie sytuacja, którą należy bagatelizować.
Tym bardziej, że przypadków, które powinny być podręcznikową nauczką dla wszystkich nadużywających artystów jest mnóstwo. Na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu miesięcy pożegnaliśmy przecież paru wybitnych raperów. Z powodu przedawkowania narkotyków nie ma już z nami chociażby Maca Millera czy Lil Peepa, którego management został ostatnio w tej sprawie pozwany. Jesteśmy w stanie zrozumieć, że dragi mogą być sposobem na zainspirowanie się (i miały niemały wpływ na rozwój gatunków muzycznych), ale wiecie – trzeba na siebie uważać.
fot. kadr z klipu „Playboi Carti – Magnolia”, YouTube.com/PlayboiCarti