
Kiedy ostatni raz zdarzyło Wam się puścić fizyczną płytę w głośnikach? No właśnie. My też nie pamiętamy. Wiadomo – ciągle kupuje się krążki, ale to bardziej dla samych preorderów lub do naszej kolekcji ulubionego artysty, czasem z sentymentu. Reszta? – Platformy streamingowe. Zauważyliśmy to nie tylko my, ale również i przemysł muzyczny.
Zgodnie z nowym raportem branży muzycznej magazynu „Recording Industry Association of America”, usługi strumieniowego przesyłania muzyki (takie jak Apple Music, Spotify, Muzyka Google Play, czy Pandora) wciąż zyskują na popularności. Okazuje się, że w 2018 roku odpowiadały już za 75 procent wszystkich przychodów przemysłu muzycznego w USA. Sporo, prawda?
RIAA zwraca uwagę, że przychody z platform strumieniowych wzrastają z roku na rok. W 2016 roku wynosiły one ok. 3,8 mld dolarów, w 2017 już 5,72 mld, a w 2018 aż 7,35 mld. Całkowite przychody przemysłu muzycznego w 2018 roku wyniosły 9,8 mld dolarów (w 2017 roku 8,8 mld, a w 2016 – 7,6 mld).
Co więcej, cyfrowe pobrania z platform takich jak iTunes stanowiły 11 procent całkowitego przychodu w 2018 roku, a sprzedaż fizyczna płyt winylowych i płyt CD stanowiła tylko 12 procent. Co ciekawe, sprzedaż winyli odnotowała również wzrost o 8% od 2017 roku, podczas gdy sprzedaż CD spadła o 34 procent. Ponadto płatne usługi subskrypcji na żądanie, takie jak Apple Music, były odpowiedzialne za znaczny wzrost przychodów branży muzycznej, wraz z usługami reklamowymi.
Bez wątpienia aktualnie platformy streamingowe wygryzły rynek muzyczny. Nam może się to podobać – maksymalnie kilkadziesiąt złotych miesięcznie, za nieograniczoną ilość muzyki? Super sprawa. Ale czy dla samych zainteresowanych – muzyków – jest to dobry biznes?
Wygląda to tak. Artyści zarabiają na podstawie ilości odsłuchań ich kawałków. Stawki różnią się w zależności od serwisu. Inaczej więc wygląda to na Spotify, inaczej na Apple Music. W najlepszym jednak przypadku, aby artysta dostał za utwór aż tylko 1 dolara, użytkownicy muszą go odtworzyć 53 razy.
Lista zarobków za odsłuch na platformach streamingowych wygląda następująco:
- Napster – 0,019 dol. za odsłuch
- Tidal – 0,0125 dol. za odsłuch
- Apple Music – 0,00735 dol. za odsłuch
- Google Play Music – 0,00676 dol. za odsłuch
- Deezer – 0,0064 dol. za odsłuch
- Spotify – 0,00437 dol. za odsłuch
- Pandora – 0,00402 dol. za odsłuch
- YouTube – 0,00069 dol. za odsłuch
Pewnie też Was dziwi, że Spotify nie zajął pierwszego miejsca na liście? Niestety – proponowane przez niego zarobki nie są zbyt wysokie. Dodatkowo problemem na tej platformie jak i np. na TIDALu jest to, że wszystkie utwory są dostępne także dla użytkowników bez abonamentu, co denerwuje artystów. Niektóre kraje jednak próbują temu jakoś zaradzić. Przykładowo Szwedzi zaczynają podpisywać z wytwórniami kontrakty „na wyłączność dla użytkowników Premium”. Gorzej sytuacja ma się na YouTubie, gdzie całe albumy mogą wrzucać na swoje konta ludzie niemający praw autorskich do danego krążka. Jasne, jest przecież opcja zgłaszania takich problemów, jednak nie da się zablokować wszystkich „nielegalnych” treści.
Nie ma też znowu co przesadzać i skarżyć się na platformy streamingowe. Z takiego Spotify również da się wycisnąć niezłe pieniądze. Weźmy np. Chance The Rapper. Po trzech latach od wydania „Coloring Book” – mixtape 1 marca wyprzedał 1,5 miliarda strumieni na Spotify. Nie zapominajmy, że „Coloring Book” stał się pierwszym albumem przeznaczonym wyłącznie do streamowania, który zdobył listy Billboard 200 i wygrał nagrodę Grammy za najlepszy rap album. Da się? Da.
Gorzej mają się natomiast niszowi artyści. Ale przecież oni na sprzedaży płyt też nie zarabiają kroci. Platformy streamingowe to naprawdę dobry krok w rozwoju branży muzycznej. Czy będą w podboju rynku jeszcze bardziej ekspansywne? Patrząc na wielkość przyrostów udziałów w ciągu ostatnich lat przy równocześnie malejącym zapotrzebowaniu na płyty CD, można śmiało prorokować, że tak. Kto wie, może historia zapętli koło i z retro-nostalgii wrócimy kiedyś do walkmanów? No ale, jeśli nawet, to przyjdzie nam na to jeszcze trochę poczekać.
Fot. Goh Rhy Yan [unsplash.com]