
Streamingi zmieniły grę i chyba każdy się z tym zgodzi – doszło do tego, że odtworzenia wliczają się do statusów złotych, platynowych czy diamentowych płyt. Okazuje się, że była jeszcze jedna kwestia do zrewolucjonizowania i Spotify zdecydował się zagospodarować tę lukę. Kojarzycie Fryderyki? Pewnie tak. A Grammys? Pewnie też. Otóż w obu przypadkach za nominacje i nagrody odpowiadają kapituły. Ich decyzje często są podważane przez wykonawców czy słuchaczy. Tym razem to będzie raczej niemożliwe – dlaczego?
Liczby nie kłamią
Spotify regularnie dzieli się podsumowaniami i rozmaitymi zestawieniami – kto górował w tym miesiącu, kto w tym roku, ile razy odtworzono „Old Town Road” itd. Jasne, to ciekawe dane, ale przede wszystkim – no właśnie – to są dane. Spotify jest olbrzymim bankiem wiedzy o tym, czego najchętniej słuchamy. I na tej podstawie wręczane będą nagrody. Dostaną je wykonawcy, którzy realnie wpływają na nasze codzienne życie, wlewając nam do uszu swoją muzykę.
Gala 5 marca 2020 roku w stolicy Meksyku. Dlaczego tam? Bo, jak się okazuje, tam jest najwięcej słuchaczy Spotify. Więcej niż w Nowym Jorku, Londynie czy Paryżu. To rodzi pytanie, czy doczekamy się nagród dla poszczególnych krajów. Tego obecnie (jeszcze) nie wiadomo, ale jeśli tak, to gratulujemy polskim raperom. Ostatnio zdaje się, że Bedoes rozbił ten bank…
Sens całej tej zabawy
Nagrody Spotify mają szansę podważyć sens póki co bardziej popularnych konkurentów. Tutaj faktycznie zdecydują słuchacze, to będą wyłącznie nagrody publiczności – jednoznacznie pokażą, czego się na świecie słucha, co jest pożądane i w którą stronę zmierzają trendy. Przestanie mieć znaczenie wartość artystyczna (która i tak jest obecnie niedookreślonym pojęciem), zyska na znaczeniu gust odbiorców. Nagrody Spotify mogą sprawić, że runie wieża z kości słoniowej, w której siedzą wszyscy krytycy i znawcy tego świata, a o istotności utworu będzie decydować wyłącznie jego odbiór. Co o tym sądzicie?
fot. WikipediaCC