
Wiatra możecie kojarzyć chociażby z ostatniego świetnie przyjętego kawałka „Testarossa” czy „Slow Mo” z Tymkiem. Mati ma potencjał, zresztą trzy lata temu debiutował w szeregach SB Maffijii… Zapytaliśmy go m.in. o to, jakie ma stosunki z byłym labelem, jak doszło do współpracy z Be Visem i Soblem oraz jak wygląda jego praca nad muzyką.
Jak zaczęła się twoja przygoda z muzyką?
Wszystko zaczęło się tak naprawdę od audycji w dość znanym w sumie wtedy radiu internetowym. Grałem też w klubach jako DJ i gdzieś stopniowo ewoluowało to w rap. Zacząłem pisać teksty i oczekiwać czegoś więcej od muzyki.
W pewnym momencie można już w pełni wykorzystać możliwości danego gatunku, na przykład house’u. Jeśli chodzi o rap, ta skala jest dużo większa. Potrzebowałem czegoś więcej, czyli w tym przypadku tekstu – nie chciałbym użyć słowa „przekaz”.
Treść jest dla ciebie najważniejsza?
Staram się, żeby jakaś treść zawsze była przekazana, żeby nie były to tylko puste słowa i po prostu łączę to z fajnym brzmieniem. Nie chciałbym nikogo uczyć życia. Raczej tego unikam.
Jak wygląda twój proces twórczy?
Zawsze zaczynam od beatu, a jeśli beat mi wejdzie, to od razu mam refren. Najpierw zawsze mam refren, pomysł i tytuł. Ogromny udział więc w tym, co się dzieje, jaki klimat ma kawałek, mają producenci.
Twój ostatni klip, „Testarossa”, bardzo dobrze się przyjął. Dlaczego zdecydowałeś się akurat na gościnki Be Visa i Sobla?
Muzyką chłopaków już od dłuższego czasu się jarałem. Soblem trochę krócej, bo on pojawił się tak naprawdę niedawno. Z Be Visem było tak, że zadawałem pytania na Instastory i ktoś właśnie zapytał o feat z nim. Oznaczyłem go, a on był zainteresowany i odpisał, żeby coś podesłać. Do Sobla odezwałem się również po sugestii słuchaczy i też spodobał mu się ten kawałek. Nie znaliśmy się wcześniej.
Czyli można powiedzieć, że był to spontan. Jak przebiegła wasza współpraca?
Całkowity spontan. Tak naprawdę nagrałem tylko swoją zwrotkę i refren, a resztę już każdy w domu rzeźbił po swojemu. Wcześniej rozmawialiśmy ze sobą tylko na Facebooku, a na żywo pierwszy raz spotkaliśmy się podczas kręcenia klipu. Kawałek był już wtedy gotowy. Nie wykluczamy, że coś jeszcze od nas powstanie.
Dlaczego postanowiłeś opuścić SBM Label i podjąć solową działalność?
Wtedy w SB dużo się działo. Był to początek kariery m.in. White’a. Ja robiłem materiał i trochę musiałbym czekać na premiery swoich kawałków, co oczywiście rozumiem. W pewnym momencie stwierdziliśmy po prostu, że ja też bym chciał działać, a w między czasie nawiązałem kontakt z wytwórnią Sony. Z SB nie byłem związany kontraktem, była to raczej luźna umowa na tę serię, może mixtape, która ostatecznie przerodziła się w płytę „Mati Wiatr”. Nie mamy aktualnie kontaktów jako takich, ale oczywiście nikt nie ma do siebie żadnego żalu. Kiedy spotykamy się gdzieś na backstage’ach, zawsze zamienimy ze sobą zdanie.
Ten album przyjął się całkiem dobrze. Uważasz, że dał ci sporo?
Myślę, że tak. Na pewno rozpoznawalność, większe doświadczenie w robieniu muzyki i było to dla mnie też pierwsze spotkanie z hejtem, bo od razu wleciałem na duży kanał. Spotkałem się z nim przy tych pierwszych kawałkach, na których starałem się kopiować innych. Rzeczywiście te zarzuty były słuszne. Wtedy też wszystko robiłem sam – miksowałem kawałki, nagrywałem je w domu w mega fatalnych warunkach i przez to też dużo straciłem, ale na pewno był to mega fajny początek. Z SB sporo też pojeździłem, wiele tych koncertów zagraliśmy ekipą i to były naprawdę duże imprezy. Mega doświadczenie na pewno. Mega fajny etap.
Nagrywasz jeszcze w domu?
Nie, teraz wszystko robię w studio, ale też nie poszedłem do typowego studio, mega profesjonalnego. To znaczy jest ono profesjonalne sprzętowo, ale szukałem takiego klimatu domowego i luźnego. Wszystko jest tu umiejscowione po prostu w pokoju. Nie dałoby się tego zrobić dobrze w taki sposób, w jaki to robiłem wcześniej, szczególnie w takiej wytwórni, jak Sony.
Widziałbyś siebie w jakimś innym labelu?
Tak… To nie jest tak, że tylko Sony mnie interesowało. Myślę, że jeśli dogadałbym się i czuł klimat ekipy, to jak najbardziej. Nie zamykam się na żadne opcje.
Kogo z naszej rodzimej rapowej sceny, ale z młodych twórców, słuchasz?
Śledzę większość chłopaków. Tak naprawdę słucham wszystkiego, co wychodzi i jest w miarę znane, bo oczywiście nie zagłębiam się w podziemie. Ostatnio, tak jak mówiłem, to był Sobel, w ogóle ten jego najnowszy materiał jest mega dobry. Fajny jest też na przykład Sztoss, on już od dłuższego czasu działa, Gverilla – też naprawdę dobra muza. Ja lubię takie bardziej śpiewane momentami rapy, ludzi z fajnym warsztatem. Mega się tym jaram. Dużo też słucham na przykład Vixena, który moim zdaniem jest mocno niedoceniony.
Czego możemy się spodziewać po twoich nowych numerach?Różnorodności i melodyjności. Ja też idę hitowo, lubię jak są to numery, które wpadają w ucho, ale na pewno też dużo treści, bo już nagrałem kawałki, które są trochę cięższe. Nie chcę się zamykać na żaden gatunek muzyki, staram się mieszać rap ze wszystkim, co możliwe i tak też się będzie działo. Po prostu będziemy dużo eksperymentować.
Jakie jest twoje największe marzenie związane z muzyką?
Myślę, że pełna niezależność. Nawet nie w sensie wydawniczym, ale żebym mógł już sobie na luzie wypuszczać kawałki, nie myśląc o tym, czy to się mega fajnie przyjmie, czy nie. Chciałbym po prostu mieć już fajne, duże grono słuchaczy, do którego te kawałki docierałyby regularnie, a nie tylko wtedy, gdy uda nam się zrobić hit.
fot. materiały prasowe