
A co, jeśli najgorszym albumem rapowym był „Mystery Dungeon”, a nie „Patologya”? Tę pierwszą płytę najlepiej podsumował Wini w rozmowie z Kozą właśnie: „Nic z niej nie zrozumiałem. Po prostu, ku*wa, nic. Ale zrozumiałem jedną rzecz: że jest ci smutno, i że masz dużo rozterek”. No to skoro rozje*aliśmy się na klatce od schodów do tych lochów, trap, po który tym razem sięgnął Koza, okazał się dla nas zbawienny. Dla niego zaś trochę zgubny.
Porównujemy obce archetypy
Pier*olone cwele nazywają mnie raperem/Niewiarygodne, udaję planetę tak jak Ceres
„Weź sobie zdanie z nagiego lunchu po prostu”
Wystarczyło zadbać o kontrowersję, wyrazisty wizerunek, być lepszym i niezrozumiałym, a w tym wszystkim, co najważniejsze, świadomym. Koza, chociaż tym, co robi może nawet bardziej interesuje ludzi nienależących do rapowego środowiska, musiał zostać wrzucony do hip-hopowej szufladki. A ona, wiadomo, nie jest zbyt wygodna. Przez to jednak, że do niej trafił, może hip-hop zmieniać, rewolucjonizować, poniżać, denerwować albo sprawiać, że będzie ciekawszy. „Patologya” demaskuje gatunkowe tendencje, ale Koza potrafi nieźle się w nich odnajdywać. W końcu spełnia pewne wymagania: ma trudną przeszłość, kompleks Boga i mesjasza, no i walczy ze swoimi demonami. Z tym, że to wszystko przedstawia na granicy żartu lub absurdu i ostatecznie, na przykład w „Outro”, zapobiegawczo wyśmiewa reakcje potencjalnych odbiorców.
Mimo to, na nowym albumie wydaje się bardziej bezpośredni. Raz nawet udaje mu się uciec z tej skandalizującej albo prześmiewczej formy, którą sam sobie narzucił, i którą z góry mu narzucono. W „Ania wiem że to czytasz” przez chwilę mówi bardziej dosłownie i wyraźnie. Co akurat wyszło mu fajnie i szkoda, że tego typu kawałków nie wypuszcza częściej. Wiadomo, że gdy wprost traktuje się o emocjach, łatwiej o naiwność. I, że odkrywanie się raczej nie jest wygodne.
Po co szybko nawijać, jak możesz drzeć ryja?
Nagrywam z wyznaczania granic let’s play i skaczę ci na mordę/Żaden Young Multi, bardziej młody prompter
„Fioletowa Fiolka 18L”
Krzyk jest jednym z elementów, które najbardziej do muzyki Kozy mogą przyciągać. Dzięki temu nie trzeba też analizować jej treści, aby odczytywać emocje i się w nie zaangażować. Kiedy jednak mamy do czynienia z regularnym bitem, cały kawałek łatwiej jest odebrać i tak właśnie jest z całą, wciąż totalnie eksperymentalną, „Patologyą”. Struktury utworów, z jakich się składa, są prostsze i mimo, że Koza stara się w nich jak najbardziej przekraczać granice, łatwiej się ich słucha. Zaśmiałabym się nawet, że „Nieodwracalne” oprócz tego, że kojarzy się z filmem Gaspara Noé o tym samym tytule, od razu przypomina refren „Jagodzianek” Malika Montany.
Koza znalazł sposób, aby wywalczyć sobie jakieś miejsce w rapie, a także poza nim. Można go nie szanować, ale sporo również można mu zawdzięczać.
fot. kadr z klipu „Koza – Fioletowa Fiolka (Prod. Jordan) (Official Video)”, YouTube.com/Hashashins