
Piątek, 6AM in Zielona Góra. Odklejam jedną powiekę i z drugą jeszcze na wpół zamkniętą idę do kuchni zrobić kawę. Chwytam za telefon i sprawdzam powiadomienia. Spotify krzyczy do mnie, że to już dziś. „Widmo” jest dostępne online, klikam „pobierz” i w oczekiwaniu na czarny trunek scrolluję media społecznościowe. Instastory zalane jest już wrzutkami zachwalającymi nową płytę PRO8L3M, podobnie sytuacja wygląda na Facebooku. Zawsze jestem sceptyczny, jak widzę takie wczesne podniecenie. Połowie z nich pewnie jeszcze zdąży opaść zanim (nie) dojdą do końca odsłuchu – myślę sobie. Nie jestem sceptyczny wobec artystów, jestem sceptyczny wobec ludzi i częstego przereagowywania.
Odpalam krążek w aucie i zdaję sobie sprawę z tego, jak bardzo tęskniłem za tym duetem. Steez oczarowuje od samego początku, na mojej gębie pojawia się uśmiech i myślę sobie, że to będzie przyjemna podróż. Stęskniłem się za nimi, a to znaczy, że chyba czekałem. A już dawno na nic nie czekałem.
„Rotterdam” wjeżdża już na grubo. Klimat się zagęszcza podobnie jak cyferki na liczniku. To jeden z tych „typowych numerów” od Oskara i Steeza. Znajoma treść, tylko w jakby jeszcze lepszym i mocniejszym wydaniu niż dotychczas. To będzie pięknie płynęło na koncercie, na który nie pójdę, bo bilety się wyprzedały. Łatwiej było mi kupić C30-C39 podczas premiery niż dziś bilet na koncert w moim mieście.
Z „USB” jest podobnie. Bit od razu przyprawia o gęsią skórkę, ale reszta znajoma. Jeszcze się nie martwię. Robię to dopiero po odsłuchu „Jak Disney” – utworu, którego odsłuch skutecznie zepsuł mi kolega z redakcji, Kajetan. Nie potrafię już słuchać, nie nucąc „Every Night” Mandaryny.
Zaczynam mieć delikatne wątpliwości czy Steez z Oskarem pociągną moje wygórowane oczekiwania względem tego krążka. Jest naprawdę nieźle, ale cały czas mam nieodparte wrażenie, że to już było. To tak, jak ze spróbowaniem pizzy we Włoszech – przy każdej innej będziesz czuć niedosyt.
I nagle mam wrażenie, że ktoś usłyszał moje myśli. „Crash Test” jest przepiękny. Śmiem twierdzić, że wręcz najlepszy na płycie. Mam dwa życzenia wobec tego numeru: chcę zobaczyć klip i wjechać na niemiecką autostradę z nim w głośnikach. Pierwsze zmaterializowało się dwa dni później. Czas na moją część planu.
Oskar chyba ma podobnie, bo chwilę później na playliście rozbrzmiewa „Monza”. Jeden z tych utworów, których pojawienie się na płycie powinniśmy móc obstawiać u bukmacherów. W ciemno stawiałbym na rap o furach do fury w przypadku PRO8L3Mu i Tedego. Easy money.
W końcu pojawia się też pierwszy i jedyny gość – ale za to jaki! Jest rozmach i odwaga (w zasadzie od zawsze), żeby zestawić surowego Oskara z jednym z najlepszych polskich wokalistów – Arturem Rojkiem. Steez to nieźle sobie wymyślił i przy okazji wprowadził nas idealnie w klimat kooperacji spowitej mrocznym tekstem.
„National Geographic” pojawia się w idealnym momencie. Wraca równowaga, a ja, słuchając utworu, mam przed oczami wszystkie powroty z imprez, w których witałem nowy dzień: niedzielny poranek, promienie słońca na wiadukcie, opustoszałe miasto i uśmiech na twarzy. Miks endorfin i resztek alkoholu we krwi. Lato, wróć!
Przy „Pirelli” już myślałem, że będę miał się do czego przyczepić. Chociaż to może zbyt duże słowo. Myślałem, że będę mógł napisać: „ten numer nie wyróżnia się na tle innych”, ale wtedy w 2:15 wszedł Steez i zabrał ze sobą niespodziewanie Kosiego i… proszę Państwa, co to jest za wejście! Shame on me za to, że śmiałem wątpić.
„112” jeszcze bardziej podnosi poziom krążka. Intro z niebieskiej linii i szereg samobójczych wizji, które romantycznie snuje Oskar robią wrażenie.
Zbliżając się do końca płyty raper porusza także jeden ze swoich ulubionych tematów – temat końca, który dzieje się tu i teraz. Lubimy słuchać o przerażających wizjach przyszłości, zapominając, że z każdym dniem nieświadomie dokładamy do niej cegiełkę.
I znów odpowiedni numer pojawia się w odpowiednim momencie. „Interpol” dodaje energii, Oskar luzuje i wyrywa nas z chwilowego letargu. Ten utwór będzie pięknie „śmigał” na koncertach.
Outro „Widmo” nie daje odpowiedzi. Ja za to na swoje pytania poznałem. Chyba nigdy w recenzji nie omówiłem płyty utwór po utworze. To dla mnie najlepszy dowód na to, że „Widmo” jest najrówniejszą legalną płytą duetu. Doszedłem do tego w niedzielny wieczór, mając za sobą kilka solidnych odsłuchów. Jeżeli ktoś Was spyta ile to jest 1 + 1, możecie śmiało podawać odpowiedź: PRO8L3M. Oskar + Steez to równanie, którego powinni uczyć się wszyscy zaczynający w rap grze.
Fot. – National Geographic / YouTube