
Echo Moonstivalu chyba już ucichło, a może niesłusznie. W każdym razie czas na krótkie podsumowanie tego, co mogliśmy zobaczyć i usłyszeć w warszawskiej Proximie 20 października. Zobaczyć, bo nie ukrywajmy, że żyjemy w czasach, w których outfit rapera czasami ma równie dużą siłę, co sama muzyka. Usłyszeć, bo tutaj mieliśmy do czynienia nie tylko z wykonami na żywo, ale też w dużej mierze z playbackiem albo chociaż back vocalami. Zibex, Bambo The Smuggler, Kabe, Alcomindz, Dwa Sławy, Young Igi i Kaz Bałagane pokazali, że nowa szkoła trzyma się świetnie. Nowa na pewno brzmieniowo, bo część zawodników niektórzy mogliby spokojnie zaliczyć wiekowo do starej gwardii.
Chcę więcej decybeli, żeby był hip-hop
Trzeba oddać wszystkim chłopakom, że ogień był konkretny, a współczesne podejście do grania koncertów, na których raper często nie tyle jest główną atrakcją, co gościem hajpującym własne numery, może się sprawdzić i może nie wyglądać żenująco. Ogarnęliśmy prostą apkę na telefon, która mierzy decybele – wiemy, że jest równie dokładna, co licznik promieniowania z Czarnobyla, ale w ramach eksperymentu, czemu nie.

Wyniki przedstawiają się następująco – kolejność specjalnie wymieszana, żeby nikogo nie faworyzować – wszyscy robili hałas, jak mocno zatłoczona ulica.

Przekrój wykonawców dawał do myślenia – od weteranów do newcomerów. Zibex przypomniał mi, jak wielką siłę daje młodym ludziom mikrofon, jak robi z nich superbohaterów, którzy potem nawijają o śmiganiu po mieście z ziomkami jak Yakuza, jaraniu batów i ogólnej, anty-systemowej fazie. Bambo pokazał, że można dać bardzo energetyczne show, nawet jeśli publika nie do końca zna kawałki, co jeszcze kilka lat temu w Polsce było nie do pomyślenia, bo nie dość, że słuchało się ksyw (i dalej poniekąd tak jest), to publika średnio reagowała na nowe numery (btw – miłym ukłonem było puszczenie zwrotki Belmondo z Plata O Plomo II). Kabe to już klasa sama w sobie i podejście do koncertów na miarę co najmniej europejską. Inna rzecz, że przekrojówka tego gościa to same bangery i nie widziałem na sali osoby, która nie znałaby przynajmniej refrenów (Wini, chylę czoła za ten draft).

Alcomindz wprowadzili na scenę tak sporą ekipę, że zrobili sobie klub wewnątrz klubu i nie sposób było oprzeć się sile setlisty, która – z dorobkiem chłopaków – mogłaby mieć kompletnie inne numery, a dalej byłaby złożona z samych bangerów. Występujący po ALCMDZ Dwa Sławy za długo nie pograły, ale o tym możecie przeczytać TUTAJ.

Young Igi zrobił coś, czego w sumie się nie spodziewałem, bo o ile koncert był bardzo angażujący i kipiało zajawką, to wiele numerów kupiłem dopiero na nim. „Audemars” nigdy nie brzmiało mi tak dobrze. Oczywiście nie da się ukryć, że większość osób przyszła na Kaza Bałagane i raper nie zawiódł. Dostarczył idealnie skrojony przelot po swojej dyskografii i zaprezentował premierowy materiał.
Tak się robi hałas
Organizatorom gratulujemy line-upu, bo był bez pudła, publika nie dała plamy i faktycznie czuć było, że ludzie wiedzieli, po co przyszli. Frekwencja dopisała, choć kibicujemy, by przy następnych wydarzeniach ludzi było jeszcze więcej. Koniec końców był to przepiękny pokaz nowej szkoły i ostateczny dowód na to, że definicja MC się zmieniła – granie z playbacku jest już normą i jeśli spojrzymy na formę samych koncertów, należałoby się zastanowić, czy to naprawdę jest tak zły i “nieprawdziwy” zabieg. Jeśli ktoś miałby się czepiać, to bardziej samych treści, jakie padały ze sceny – znajomy zwrócił mi uwagę, że ostatnio tematyka około-narkotykowa ma swój primetime i muszę mu przyznać rację. A tu wiadomo, jak ze wszystkim – trzeba z głową. Więc dzielę z nim pewne obawy, że część słuchaczy zbyt może zasugerować się swoimi idolami, ale to zagrożenie istnieje od zawsze w każdym gatunku i nurcie muzyki. Kawałki o ćpaniu bywają rozrywkowe, ale odwzorowywanie w rzeczywistości ich treści 1:1 to nie jest zbyt sensowna droga.
Po więcej materiałów wpadajcie na nasz Insta i TikToka.