
O to, że Taco Hemingway i Quebonafide nie zostali straceni po fuzji, po której mają grubsze portfele, no i żaluzje, możemy być dziś spokojni. Tak jak „Café Belga” pozostawiała jeszcze trochę do życzenia przez swój introspektywny koncept i plastikowe refreny, tak „Pocztówka” zawierała już w sobie to, za co Taco pokochaliśmy. Wiadomo, w bardziej popularnej, ale nie oznacza to, że złej, formie. „Romantic Psycho” również zdało egzamin, bo gdy mówi się o uczuciach, łatwo o egzaltację, a z tej Quebo, mimo skłonności, nareszcie udało się częściowo wybrnąć.
Mówiło się, że „Soma 0,5 mg” to projekt słaby, ale świetnie rozegrany marketingowo i w końcu skierowany do młodszych odbiorców. To po tych dwóch latach oczywiście się nie zmieniło. To naturalne, że od kolaboracji Taco Hemingwaya i Quebonafide moglibyśmy oczekiwać naprawdę ambitnego materiału. W studiu wyjątkowo dobrze się uzupełniają i żaden z nich nie dominuje („TOKYO2020” jest na to kolejnym dowodem), obaj mają też talent do pisania nieoczywistych linijek. Co w takim razie z tym, co zaserwowali jako Taconafide?
Śpiewać jak w „Candy” będą, brawo/Ty tak twierdzisz, ja bym chciał przekazać coś dzieciakom/Ta odpowiedzialność mnie zabija, a w ich bio XXXTentacion, Queba i ja
„Intro”
Dużo mówi się o tym, że dzisiejsze pokolenie dorastających ludzi zmaga się z problemami, z którymi samemu nie jest w stanie sobie poradzić. Opowiadał mi o tym w wywiadzie Przemysław Kaca, inicjator projektu „Hip-Hop Druga Szansa”, który rap wykorzystuje w pracy z młodzieżą. Raz na jakiś czas informujemy również o śmierci kolejnych młodych raperów i martwimy się o to, jakie będą dalsze konsekwencje depresyjnych nastrojów. W momencie jednak gdy temat słusznie podejmują dwaj najwięksi raperzy, żałujemy. No bo zawiedli, bo się sprzedali i w ogóle to pytamy, czy to, co robią teraz, to nie jest po prostu jakiś pastisz.
Misja
Chciałbym zapomnieć, więc jem somę/Nie będę brał tu dragów, moja soma to muzyka, słucham tracków Badu (…) Jeśli stan umysłu znowu masz niezdrowy, no, to zaaplikuj sobie od nas dawkę somy
„Soma”
Na „Somie 0,5 mg” Taco i Quebo przede wszystkim traktują o tym, jak zmieniło się ich życie po tym, jak stali się popularni. Starają się jednak przy tym pokazać, że można być szczęśliwym, pomimo problemów. Mamy kawałki o złamanym („Wiem”, „Sectumsempra”) i nie złamanym sercu („Visa”, „Mleko & Miód”), życiu w dzisiejszych czasach („Tamagotchi”) i demaskację idealizowanego obrazu raperów („8 kobiet”). Ale co najważniejsze, ucieczką od tego złego świata nie są dla nich używki, a miłość i pasja („PIN”). To oczywiście bardzo idealistyczne, ale ze względu na misję można przymknąć na to oko.
Wartości, które dają się tu odnaleźć, również są odpowiednie. To nie tylko linijka o prawniku-Żydzie i fryzjerze-geju („Miód & Mleko”), ale też chęć zmiany świata na lepsze, gotowość do bycia autorytetem. Kluczowy jest m. in. fragment „Art-B”:
„Moim miastem hucznie maszerują nazi/Młodzież tu hailuje, bo brakuje pracy/Młodzież łyka bzdury, idą trudne czasy (…) Wsadzę swoich w pierwszą klasę jak Rudolf Kastner/I wybuduję nowy świat, no bo suko stać mnie”
Niech pierwszy rzuci kamieniem ten, do kogo w młodym wieku nie przemawiały oczywiste treściowo, niosące emocje, teksty. Jest niesmak po kontrowersyjnych „Krypotowalutach”, no i ten flet z „Wiem” smakuje trochę jak „Szprycer”, jak „Chodź”, ale bity na „Somie” przecież są chwytliwe i różnorodne. Prawie każdy z tych kawałków mógłby zostać singlem. Myślę, że nie musimy jej lubić, ale gdy leci nowy Lil Peep, powinniśmy o nią prosić.
fot. kadr z „Taconafide – Art-B”, YouTube.com/QueQuality