
Rozumiem, jest sobota. Pewnie wszyscy mieliście ciężki tydzień, więc macie idealną okazję do tego, by dziś elegancko się wyspać. O 5.00 nad ranem na pewno chcieliście już sobie słodko drzemać, nawet jeśli na dziś przewidziana jest jakaś imprezka. Ale już Wam tłumaczę, dlaczego po prostu nie możecie tego zrobić.
To właśnie nieco po tej godzinie do obrony swojego pasa przystąpi Jan Błachowicz. Janek będzie bronił tytułu mistrza wagi półciężkiej federacji UFC, czyli organizacji zrzeszającej najlepszych zawodników sztuk walki na świecie. Krótko mówiąc, jest to dowód na to, że nasz rodak jest obecnie jednym z największych zabijaków na tej planecie i choćby dlatego warto poświęcić mu ten niewygodny czas. Dokładnie tak, jak Wasz chrzestny poświęcał się, by kilkanaście lat temu, by oglądać walki Gołoty. Tu nie ma jednak obaw, że bitka potrwa kilka sekund. Błachowicz może nie jest żelaznym faworytem, ale jest mistrzem i na pewno, niczym Mariusz Pudzianowski, tanio skóry nie sprzeda.
A wyzwanie będzie miał trudne. Jego przeciwnikiem jest Israel Adesanya, który na pozór może wydawać się na gorszego zawodnika od Polaka, ponieważ jest nieco słabiej zbudowany. To jednak tylko złuda, bo tak naprawdę Janek będzie miał do czynienia z maszyną do posyłania przeciwników na deski. Adesanya też jest bowiem mistrzem, tylko w niższej kategorii wagowej. Do tej walki musiał przytyć, co na pewno jeszcze wpłynęło na siłę jego ciosów. Już przed obudowaniem się masą jego uderzenia regularnie niszczyły przeciwników, czego najlepszym dowodem jest jego rekord. 20-0. Tak, dobrze widzicie. Słownie: dwadzieścia do zera! Adesanyi nikt nie był w stanie jeszcze pokonać, a Polak, by obronić swój tytuł mistrzowski, na który pracował 14 długich lat, musi dokonać tego jako pierwszy. Dlatego tym bardziej nie możecie tego przegapić.
Rywal Błachowicza jest też znany ze swoich ekstrawaganckich zachowań w ringu i wokół niego. Do walki zdarza mu się wyjść ze specjalnym układem i grupą tancerzy. Po zwycięstwie prawie zawsze tańczy, a często robi to nawet w trakcie walki, prowokując specjalnie swojego rywala. Takich zagrywek nie zabraknie też pewnie dziś, więc ci, dla których sama bitka to za mało, też nie powinni się nudzić.
Nasz rodak jest za to kompletnie inny. Spokojny, stonowany, zawsze czujny. Raczej nie daje fanom pożywki w żaden inny sposób niż w walce. Najlepszym na to dowodem jest choćby ostatnia konferencja prasowa przed galą. Błachowicz, jako mistrz i zawodnik występujący w walce wieczoru dostał na niej tylko jedno pytanie. Wynika to właśnie z tego, że na takiej konferencji nie zrobi szumu jakimiś odzywkami, bo to pokorny, skupiony na swoim zadaniu facet. Dlatego nie namawialiśmy was do oglądania konferencji. Podziwiania walki na pewno żałować nie będziecie. A Janek na pewno to doceni, bo już w momencie zdobywania pasa przyznawał, że czuł całą siłę, która płynęła do niego z ojczyzny. No to niech płynie i dziś.
fot. instagram.com/janblachowicz