
Jeśli „Audiotele” było najbardziej oczekiwanym albumem tego roku, to spieszę z wyjaśnieniem, dlaczego jest też albumem najbardziej przełomowym. Schafter konsekwentnie względem „Hors D’oeuvre” maluje rzeczywistość, do której ostatecznie i tak nas nie wpuszcza. Codzienność miesza z fikcją, wachlarz zupełnie oderwanych od siebie inspiracji wpisuje w nowoczesną, trapową formę, ocierającą się o alt r’n’b (którego u nas praktycznie nie ma), i na swoich zasadach wyprzedza pozostałych w grze. I gra przy tym bardzo dobrze sam, ale też z innymi. Nie tylko w kwestii featuringów.
To już futuryzm
To już trzeba wiedzieć, w którym miejscu podzielić, jak w „Kwaśnym Dieslu”. Album złożony jest z utworów, które właściwie bardziej przypominają szkice niż zamknięte kompozycje. W dodatku na pozór od siebie oderwane – i tego trochę też obawiałam się przed premierą. Jako singiel „Short & Bittersweet” nie satysfakcjonuje, chociaż ujmuje zmianą bitu i uniwersalną treścią. Jednak między „Pejzażem” a „Aktem Zgonu In Blanco” odnajduje się bardzo ładnie. Z kolei kawałki jak „Double D’s” albo „Hot Coffee”, którego pierwsza zwrotka jest chyba najmocniejszą na płycie, zamiast się z niej wyłamywać, stanowią pewne punkty odniesienia.
Proszę bilet do kontroli, to jest metro/Metro buli, dzisiaj każdy trwoni bankroll
„Double D’s”
Tutaj nie pyta o bilet, mnie nikt/Nie pyta, czy żyję, mnie nikt/Żeby wyjść z koła, trzeba wiedzieć, gdzie go podzielić/W którym miejscu podzielić
„Kwaśny Diesel”
Do tego „Martin Shkreli Freestyle” staje się ładnym podsumowaniem i niejakim outro. Niejakim, bo jego funkcję na poziomie istoty albumu pełni naturalnie „Spumante”. A monotematyka, na tle koncepcji, która jest po prostu ilustracją wewnętrznych przeżyć Wojtka, i bogatej produkcji, nie nuży. Może jedynie zastanawiać, dokąd w przyszłości go zaprowadzi, bo na dłuższą metę niekoniecznie musi się sprawdzać.
Modern Talking
Natomiast język sprawdza się doskonale i, nawiązując do słów Schaftera z wyżej wspomnianego „Freestyle’u”, po angielsku wchodzi na banię. Jego zaletą są proste, ale niebezpośrednie linijki – są dziewczyny, są samochody, jest bragga, ale jest też pokój, przytłaczające emocje, impresje; metro, restauracje, elektronika. Poza zgrabnymi rymami, wplatane w teksty cytaty, hasła, odniesienia składają się w wielką postmodernistyczną siatkę, która jednocześnie stanowi podstawę autorskich motywów i metafor. To jest coś, o czym w wywiadzie mówił mi Ozzie z Bypass, i co artyści tacy jak na przykład Koza powoli wdrażają do mainstreamu. Nawet jeśli odbiorcy nie do końca zrozumieją treść, to mają wrażenie przestrzeni. Mogą ją poczuć.
Konkurs audio
Każdy z gości „Audiotele” występuje na zasadach Schaftera i mimo nazwisk, to nie oni są główną atrakcją materiału. Wszyscy również, mimo różnorodności, pięknie wpasowują się w atmosferę danych kawałków. Każdy jest tu najlepszy.
I chociaż Schafter od rapu i całej tej rywalizacji się dystansuje, to w jakiś sposób bierze w niej też udział. To jak użyty w „Kwaśnym Dieslu” fragment audycji konkursu telewizyjnego Telewizji Polskiej z 1997, od której zresztą pochodzi tytuł albumu:
– Czy brał pan udział w konkursie abonenta audiotele związanym ze świętym mikołajem?
– Nie wiem, dobranoc
Jeśli Wojtek przyrównuje polską scenę do znanego cyrku, to jego tytułem nazywa swój najbardziej rapowy i przepełniony braggowymi wersami kawałek. Swoją drogą flow Okiego świetnie w nim kontrastuje.
Skrobię coś na CD, bo ich rzeczy to jest Cirque du Soleil
„Bigos”
Ten kawałek na wypadek, gdyby któryś z tych laików/Zdecydował się napisać, że Wojtek nie umie w rap
„Cirque du Soleil”
Schafter popełnił bardzo mocny debiut. Nowoczesny, bogaty i spójny, ale przede wszystkim zagraniczny – a to w końcu coś, do czego nieustannie dążymy. Przy tym rozegrał to w sposób taki, w jaki nikt u nas na scenie jeszcze tego nie zrobił.
fot. kadr z klipu „schafter – cirque du soleil (feat. OKI)”, youtube.com/restaurant posse