
To, że Kanye West wystartuje w tegorocznych wyborach prezydenckich wydawało się mało prawdopodobne. Ye właśnie rozpoczął jednak kampanię, podczas której nie obeszło się bez kontrowersji i… emocji. Raper cały czas nie jest w dobrej kondycji psychicznej.
Pierwsze spotkanie zostało zorganizowane w niedzielę 19 lipca w Charleston w Karolinie Południowej. W Exquis Event Center pojawił się w kamizelce kuloodpornej, a na głowie wygolone miał „2020”. Podczas swojego przemówienia poruszył cały przekrój tematów. Powrócił również do kwestii niewolnictwa, co wywołało częściowe oburzenie wśród publiczności. West stwierdził bowiem, że Harriet Tubman, afroamerykańska abolicjonistka, która uwolniła ponad 750 osób podczas wojny secesyjnej, wcale tego nie zrobiła – zamiast tego rozkazała im pracować dla innych białych ludzi.
Drugim ważnym momentem było to, gdy poruszył temat aborcji. I choć nie jest jej zwolennikiem, uważa, że powinna być ona legalna. Przy tym wyznał, że razem z Kim Kardashian planowali usunąć ich pierwszą córkę, North… Kim miała mieć już tabletki w dłoni, ale West doznał objawienia od Boga i powstrzymał żonę. Opowiedział także o tym, że 43 lata temu tak samo postąpiła… jego matka. Jego wypowiedź była wyjątkowo emocjonalna. Po wszystkim rozpłakał się i krzyczał, że prawie zabił swoją córkę.
Nie wiadomo jeszcze, czy uda mu się zdobyć wystarczającą liczbę podpisów, by wystartować w wyborach. Szanse na wygraną ma jednak niewielkie, zwłaszcza, że wciąż jest nieprzewidywalny.
fot. LAUREN PETRACCA IPETRACCA – ASSOCIATED PRESS