Łona
Jak sam przyznaje w wywiadach – pochodzi z rodziny inteligenckiej. Sam ukończył studia prawnicze i z powodzeniem realizuje się w zawodzie. Chętnie rozmawia o literaturze i muzyce. Zdecydowany entuzjasta szukania „dziury w całym”, by pokazać świat w krzywym zwierciadle. Czasami by rozbawić (np. „Błąd”, „Biznesmen”), czasami by zwrócić uwagę na konkretny problem (np. „Miej Wątpliwość”, „Panie Mahmudzie”, „Martwisz mnie”). Kiedyś myślał, że swoją twórczością zmieni coś na szerszą skalę – dzisiaj wystarczy mu, że jest w zgodzie ze sobą i odbiorcami. Otwarty liberał i lewicowiec – nie będzie ryzykiem nazwanie go „humanistą” – od jakiegoś czasu jawnie deklaruje swoje poglądy polityczne.
Młynarski
Background rodziny muzyczny, więc już sama proweniencja pana Wojciecha mogła dać wskazówki, co do jego dalszej drogi. Zdecydowanie humanista i zwolennik wolności człowieka, jednocześnie inteligent w sprytny sposób potrafiący obnażyć rozmaite grzeszki systemu, świata, czy samego człowieka. Praktycznie całe życie poświęcony tworzeniu (i współtworzeniu). Uważał, że dowcipem można zjednać sobie uwagę słuchacza, a z tą uwagą można potem robić różne rzeczy. Prowadząc swoistą „grę” z odbiorcą, przekazywał treści od zupełnie lekkich (np. „Och, Ty w życiu”), po te cięższe, wymagające większego namysłu (np. „Po co babcię denerwować”).
Łona
Adam Zieliński jest jednym z tych zawodników, których pasjonuje rap jako forma. Raz, że się gada wprost do kogoś. Dwa, że gadać można na różne sposoby. Trzy, że gadka, która może aktywizować słuchacza psychicznie, osadzana jest na podkładach, które aktywizują go fizycznie. Trochę taka forma do tańca i do różańca. W związku z tym z Łoną zawsze było sporo zabawy. Bo rymy są u niego wszelakie, jak trzeba je zaprząc w imię rytmiki, to też da radę, a flow imponuje najlepszym w kraju (jak Łona przyspieszy, to łatwo udowodnia, że nie tylko błyskotliwości zawdzięcza swoją pozycję – np. w „Nie ma nas”). Zieliński ujmuje także specyficzną barwą głosu i manierą. Mamy do czynienia z człowiekiem, który rapuje z bardzo urokliwą swadą (jeśli swada może być urokliwa) i tak też się wypowiada w wywiadach.
Młynarski
„Piosenki Młynarskiego różnią się od moich 'in plus’ tym, że są porządnie porymowane, dowcipne i mają puentę” – tak opisywała warsztat pana Wojciecha… Agnieszka Osiecka. Komplement z takiej strony mówi już właściwie wszystko. Faktycznie – Młynarski rymował dobrze i odkrywczo, nie bał się przerzutni (np. w „Alkoholicy z mojej dzielnicy”) i rymów niedokładnych (tak przecież popularnych w piosence). Co do warsztatu wokalnego – tu mamy ciekawą sprawę i pod technicznym względem dosyć… hmm, raperską? Otóż Młynarski dysponował tylko i aż swoim głosem. Swoją intonacją i interpretacją. Pod tym względem jego „flow” było niezrównane, a gro piosenek na dobre rozkwitało właśnie w jego repertuarze. „Od początku ciągnęło mnie w stronę satyryczno-humorystyczną, starałem się, by tekst był dowcipny i dobrze 'trzymał się’ melodii” – mówił. Wszystko się zgadza.
Łona i Młynarski
Dlaczego razem? Bo tu właściwie mamy do czynienia z podobnym zredefiniowaniem „dowcipu”. A nawet jeśli nie ze zredefiniowaniem sensu stricto (bo może to za mocne określenie), to ze wzniesieniem go na bardzo wysoki poziom. Czasami rewolucyjność nie musi objawiać się wymyślaniem nowej dziedziny – może „po prostu” nowatorstwem w już istniejącej. Łona wniósł do polskiego hip-hopu niegłupi dowcip i to jest zasługa nie do przecenienia. To nie są teksty oparte na koszarowych skojarzeniach i bumelanckich bon-motach. Łona umie w dowcip i umie w taki, który czasami trzeba sobie z wierszy wyszperać. Z biegiem lat słychać to coraz bardziej, bo i sam Adam jest już dojrzalszy, starszy, bieglejszy w piórze.
Wojciech Młynarski również był arcyspecjalistą od dowcipu i puszczania oka do słuchacza (i widza). Nie chodzi zresztą wyłącznie o teksty (a te były tak dobre, że szybko zaczął pisać dla rozmaitych sław piosenki estradowej), ale także wszelkie „małe” dowcipy mówione chociażby podczas występu. Gry słów i celne skojarzenia to dla twórczości Młynarskiego chleb powszedni.
Rewolucyjność można mierzyć również miarą (nie)powtarzalności. Drugiego Młynarskiego czy Łony ze świecą szukać (a i z nią będzie ciężko). Samego Adama być może dałoby się uznać za duchowego spadkobiercę pana Wojciecha, ale – jakby na przekór – wybrał sobie rap, a nie śpiewanie (argumentu z „brakiem uwarunkowań wokalnych” nie przyjmuję!). Bliżej do pana Młynarskiego per se zbliżył się Pablopavo na płytach z Ludzikami.
Wojciecha Młynarskiego uznaje się za twórcę tzw. „felietonów śpiewanych”. Widząc tę nazwę, trudno nie odnieść wrażenia, że taką felietonistykę Łona uprawia już od wielu dobrych lat. Trudno również wyobrazić sobie kogoś innego, kto miałby teksty pana Wojciecha czy Łony wykonywać z taką dokładnością w zrozumieniu intencji i zawartych w nich znaczeń.
Łona
Niebagatelny wpływ panicz Łona, jak zwracał się doń kiedyś przebiegle Piotr Najsztub, wywarł na branżę. Może nie bezpośrednio, bo właściwie nigdy nie dało się go wpisać w żaden obowiązujący nurt, ale bezpośrednio dał polskiemu hip-hopowi człowieka z rozumem i dowcipem, który sztukę wywodzącą się z ulicy, bezpretensjonalnie potrafi zlokalizować w innym kontekście. Jednocześnie jego umiejętności sprawiły, że zawsze był doceniany przez środowisko i nikt nie kwestionował jego muzycznej drogi. Kiedy trzeba pojawiał się i na Kodexie, i w posse-cucie u Pyskatego, czy z Fokusem u Vienia. Nagrywał z Mesem i z Afrojaxem. Razem z Webberem wziął udział w projekcie „nowOsiecka+„, na którym brawurowo popełnił numer w duchu znanej i uznanej autorki. Jeśli „dobro narodowe” dla Łony byłoby zbyt krępujące, to „dobro Szczecina” nie powinno peszyć.
Młynarski
Według Jeremiego Przybory, Wojciech Młynarski zalicza się do „trójcy wieszczów polskiej piosenki” (obok Agnieszki Osieckiej i Jonasza Kofty). Takie rekomendacje – wliczając tę o rymowaniu i pointach od wspomnianej już Osieckiej – mówią same za siebie. To m. in. dzięki Młynarskiemu, powojenna Polska stała się swoistym imperium piosenki. Pisał dla estradowej czołówki, co sprawia, że nie można go uznawać, li tylko za odnoszącego sukcesy „jednostkowo”. Wpływ, który wywarł na tradycję polskiej piosenki jest nieoceniony. Młynarskim inspirują się tekściarze i wokaliści niezależnie od gatunku, który reprezentują. Łatwość, w trafnym ujmowaniu tematów, niezależnie od poziomu ich skomplikowania, imponuje do dzisiaj.
Łona
Normalny chłopak. Dużo jeansu, koszulek o kroju regular – zwłaszcza tych ze wzorami własnego brandu. Do tego uliczny niezbędnik w postaci hoodie i czapek z daszkiem. Patrząc na wideo do „Błędu” (czy wcześniej „Miej Wątpliwość„) – w garniturze też zdecydowanie mu do twarzy (i chcielibyśmy więcej). Na nogach sneakersowa klasyka pokroju Air Force 1 czy Adidasa, od czasu do czasu Timby. Słowem podsumowania – grzeczny, skromny (przy nieprzeciętnych muzycznych skillsach) chłopak.
Młynarski
Elegancka w najczystszej postaci. Idealnie skrojony garnitur z „Jesteśmy na wczasach” – szacun po wsze czasy. Młynarski to człowiek pewnej epoki – epoki etykiety i nienagannego ubioru niezależnie od sytuacji i kultury. Czarna marynarka i krawat do białej koszuli plus skórzane buty. Do tego kamizelki, płaszcze i golfy – wszystko idealnie skrojone, z zachowaniem wszelkich standardów. Po raz kolejny ponarzekamy – szkoda, że klasyczny „menswear” zanika w dzisiejszej rzeczywistości.