
Współpraca na linii raper/piosenkarka to historia, która nie zawsze kończy się szczęśliwie. Dlatego tym bardziej warto docenić nowy kawałek Young Igiego i Margaret. To nie jest kolejny odcinek „cringu tygodnia„, ale dziś będzie o dwóch świeżych singlach i jednej mocnej płycie.
Zacznijmy od „układanki” Igiego i Margaret. Nie jestem fanem twórczości piosenkarki i zwykle nie śledzę jej muzycznych poczynań. Natomiast refren i pół-rapowana zwrotka w numerze „Układanka”… Małgorzato, Thank you very much. Całkiem na serio, to dobrze skrojony radiowy kawałek z teledyskiem zrealizowanym w amerykańsku stylu. Igi jest muzykalnym chłopakiem, więc do takich numerów jest stworzony. Choć z drugiej strony, zbyt wiele z jego zwrotki nie utkwiło mi w pamięci.
Igiemu nie grozi już raczej woda sodowa, ale jeśli jednak by mu uderzyła, to mam nadzieje, że będzie miał obok siebie osobę z kubłem zimnej wody. Kiedyś w polskim rapie wystarczyło być trochę innym niż ogólnie przyjęty kanon i takiego rapera mógł spotkać kubeł… zimnego piwa. Słuchacze siedzący trochę dłużej w hiphopie, mogą się domyślić, że mam tu na myśli B.R.O.
Warszawski raper to reprezentant mainstreamu pełną gębą – duże wyświetlenia, setki koncertów i tysiące fanów. Jednak w branży występuje on tak, że się po prostu o nim nie mówi. Może okazać się, że dawne przepowiednie bycia drugim Mezo, po czasie okażą się prawdziwe. B.R.O. jest o tyle łatwiej, że w dzisiejszych czasach nagranie pop-rapowego numeru nie odbiera hiphopowcowi czci i nie skazuje go na infamię. „Dobra noc” to typowy radio-friendly song z jednym niepotrzebnym bluzgiem w pierwszej zwrotce. Kończąc jeszcze wątek Mezo – to jego wspólny kawałek z B.R.O. mógłby okazać się strzałem w dziesiątek – o ile bitu nie robiłby im Doniu, albo przynajmniej nie brzmiałby on jak w tym koszmarku.
Na koniec jeszcze o albumie, którym żyją niemieccy fani hip hopu – mowa tu oczywiście o „Dramie” Shindy’ego. Jeśli kojarzycie moje wcześniejsze teksty, to pewnie wiecie, że jestem wielkim fanem twórczości tego rapera. Wszystkie 4 płyty (w tym jedna w kollabo z Bushido) trzymały wysoki poziom, a wydane w 2016 roku „Dreams”, wciąż regularnie powraca w moich głośnikach. Jaka jest więc moja ocena „Dramy”? W szkolnej skali byłby to bardzo dobry z małym minusem. Single bujały i brzmiały jakby powstały w erze 50 centa. Cały album jest zresztą stworzony według schematu brzemienia amerykańskiego rapu z początku tego tysiąclecia. Z jednej strony klubowe bangery, z drugiej słodkie numery zahaczające o r’n’b’. Wszystko jest podane w mocno hedonistycznym stylu jak na Shindy’ego przystało.
Niestety poszczególnym trackom brakuje tzw. „repeat value”, np. „Babyblau” jest dobrym kawałkiem, wpasowującym się w całość brzmienia płyty, ale już niekoniecznie chce wracać do niego jako pojedynczego numeru.
Jeśli macie trochę wolnego czasu, to polecam Wam nową produkcję Shindy’ego. W dobie muzyki robionej jako kolejne kopię Capitala i Boneza naprawdę miło jest posłuchać czegoś tak innego.
Foto. Instagram/margaret_official