
Nie możemy tego przemilczeć. Nasze pierwsze wrażenia po odsłuchu „Fight Club” PRO8L3M-u
Na właściwą recenzję przyjdzie jeszcze czas. W końcu jest to album, który jeszcze przed premierą wzbudził wiele kontrowersji i zarzutów, nad którymi trzeba się poważnie zastanowić. Tymczasem zebraliśmy garść pierwszych spostrzeżeń dotyczących najnowszego wydawnictwa PRO8L3M-u. Porozmawiajmy o „Fight Club”.
„Nie słyszałam lepszej płyty naprawdę kilka lat”
Michał Szyndler: Taką wiadomość dostałem niecałą godzinę od premiery „Fight Clubu”. Akurat tyle, żeby wystarczyło na pierwszy odsłuch. Ta sama osoba dzień później napisała, że „ jednak cześć kawałków zlewa się w jedno, nie wyróżniają się”. I dodała, że ”nie jest tak świetnie, jak wydawało się na początku”. Odczucia wobec „Fight Clubu” zmieniają się jak w kalejdoskopie. Sceptycy się przekonują, fani wątpią, ale większość zgodnie twierdzi, że potrzebuje więcej czasu, żeby móc ocenić ten album.
Klementyna Szczuka: Wiadomo, czekałam na premierę „Fight Clubu”. Ale nie tak, jak na chociażby na zeszłoroczny „Art Brut 2”. Doceniłam wydawane w ostatnim czasie single, ale nie spodobały mi się one na tyle, aby ich dłużej słuchać. Płytę włączyłam od razu po północy. Przesłuchałam połowę kawałków i do całości wróciłam następnego dnia. Cały czas mam mieszane uczucia, chociaż kilka utworów od razu trafiło na moją playlistę.
Zaplanowałem wielkie rozczarowanie
Michał Szyndler: Podświadomie naprawdę uważałem, że „Fight Club” mi się nie spodoba. Głównie za sprawą tytułowego singla, w którym Oskar leci na Auto-Tunie oraz listy gości. Michałowi Fitzowi kawałek spodobał się od razu. Ja potrzebowałem więcej czasu, żeby się do tego singla przekonać, ale dziś nie muszę z nim polemizować. Osłuchałem się z „Fight Clubem” i twierdzę, że jest to dobry kawałek. Myliłem się również co do listy gości i w moim odczuciu nie sprawia ona, żeby nowy album PRO8L3M-u stracił na jakości i autentyczności.
Filip Klarzyński: Po ogłoszeniu tak dużej liczby gości można było mieć lekkie obawy co do tego, czy najnowszy PRO8L3M będzie wystarczająco Pro8l3mowy. Jak się okazało obawy były bezpodstawne, gościnki idealnie wpasowują się w klimat, a “Fight Club” jako pełnoprawny album spisuje się naprawdę nieźle. Myślę, że może spokojnie aspirować do TOP 3 płyt tego duetu.
Klementyna: Też obawiałam się featuringów, ale na ten moment stwierdzam, że gościnne zwrotki nie wpłynęły zbytnio na jakość płyty. Zastanawiam się tylko, czy były one potrzebne i jak „Fight Club” wypadłby bez nich lub z jedynie kilkoma z nich.
Podsiadło i Paluch na plus, Szpaku w porządku, ale Ero do mnie nie przemówił
Klementyna: Kaz Bałagane totalnie pasuje do duetu, ale Szpaku wydał mi się obok niego niepotrzebny. Paluch, Kukon i Pih – super. Wśród wszystkich kawałków przy pierwszym odsłuchu moją uwagę najbardziej zwróciły „The End Fin Esc Abort” i „Freon”. Zupełnie inny klimat. A refren CatchUpa… Jeszcze go nie czuję.
Michał Szyndler: Występu Szpaka obawiałem się z tego względu, że zwyczajnie nie podchodzi mi jego muzyka. Czułem, że z różnych przyczyn jego fragmenty mogą być tymi, które będę chciał przewinąć. Okazało się, że w „GeForce” odnalazł się całkiem nieźle.
Paluch na „A2” poleciał dobrze. Wczuł się w klimat „Oskara, który nawija jakby przeżył 1000 żyć, imprezując i pędząc jak szalony”. Poziom akceptowalnego kłamstwa, który wybaczamy P83 udzielił się również Paluchowi, a „A2” brzmi tak, że nie chcemy wierzyć w to, że nie jest to real talk. Podsiadło zaskoczył mnie bardzo pozytywnie. Ze wszystkich gościnek tej bałem się najbardziej. Mając w pamięci to, jak bardzo nie spodobał mi się jego „Lis” we współpracy z Pro8l3mem, nie byłem pewny, czy „będą fale”. Fale są, a „Freon” jest kawałkiem z charakterem.
Mój problem ze zwrotką Ero na „Animal Planet” wynika bezpośrednio z zestawienia jej z tekstami Oskara. Ten drugi w charakterystyczny dla siebie sposób snuje rozważania na temat kondycji człowieka we współczesnym społeczeństwie, a kilka jego linijek potrafi zawierać tyle treści, ile całe akapity rozważań filozoficznych. Co więcej, „Animal Planet” wygląda, jakby próbowało być następcą „National Geographic” – jednego z najlepiej napisanych tekstów Oskara, którem w przyszłości z pewnością poświęcę osobny materiał. W zestawieniu z tym poziomem, tekst Ero o tym, że „ktoś na nas zarabia, a my żyjemy w niewoli opinii i pieniądza” brzmi jak coś bardzo oczywistego.
Punkt zwrotny
„Fight Club” to połączenie „Ground Zero” i „Widma”. To jak zderzenie „Jak Disney” z „National Geographic”. Pierwsza część albumu brzmi jak „Oskar, który przeżył tysiąc żyć na imprezach i uciekając przed policją”. Druga natomiast, jak „Oskar, który przeżył tysiąc żyć zastanawiając się, co z nami będzie”. Klimat płyty z ostrego na nostalgiczny zmienia się na „Zombie”. Jest to zmiana uzasadniona i brzmi bardzo spójnie.
Czy forma się wyczerpuje?
Mamy Oskara brutalnego i Oskara nostalgicznego. Z jednej strony, brzmi to świetnie. Z drugiej jednak, to już było. „Fight Club” w zestawieniu z poprzednimi albumami faktycznie jest świeży i zaskakujący. Jeżeli ta płyta się obroni, to na pewno będziemy bardzo ciekawi tego, co przyniosą następne albumy. Jak nie porzucić tego, w czym PRO8L3M jest świetny, nadając muzyce za każdym razem nowej świeżości?
Klementyna Szczuka: I dlatego decyzja o gościnkach mogła być dobra. Na tle twórczości duetu „Fight Club” jest świeży. Ale czy jest świeży w porównaniu do innych polskich rapowych płyt?