
Parę dni dzieli od siebie premiery dwóch bardzo istotnych dla branży numerów. Istotnych z dwóch różnych powodów, albo inaczej, z dwóch różnych stron, bo tych powodów po każdej jest znacznie więcej niż jeden. Pezet wrzucając do sieci kawałek „98” dosłownie chwilę po premierze „Muzyki Współczesnej” (której recenzję znajdziecie TUTAJ), przypomniał słuchaczom korzenie. Ale przypomniał w nowej odsłonie, bawiąc się flow, znowu mieszając zgrabnie końcówki wersów i poddając pod rozwagę, czy dwa rymy na koniec każdego mogą być nowym patentem na imponowanie techniką. Teraz Bedoes z Lankiem wypuszczają do sieci drugi singiel z „Opowieści z Doliny Smoków” o wiele mówiącym tytule „1998”. I co dostajemy? Też poniekąd brzmieniowy powrót do klasyki, ale razem z brzmieniem wraca coś jeszcze – tak ważny i charakterystyczny, ale tak omijany w rozmowach przez zbyt przepocone słowo: „przekaz”.
Pezet opowiada o czasach, kiedy z chłopakami zaczynał. I to opowiada frywolnie, to raczej wesoła pocztówka. Bedoes w 1998 roku się urodził, więc choćby z tej racji perspektywa jest odrębna, ale również dostajemy poniekąd pocztówkę – tylko że z tych złych chwil i z tego, co doprowadziło go do miejsca, w którym znajduje się teraz. Momentami może zbyt łopatologicznie, ale to dobrze, bo niektórzy słuchacze muszą w końcu coś zrozumieć. Bedoes łączy słuchaczy i powoli udowadnia, że staje się kimś, kim nie udało się niestety być Taco Hemingwayowi – prawdziwym głosem pokolenia. W kwietniu pisałem o tym, że Bedi jest naturalnym przedłużeniem szkoły Pezeta:
“Nie mamy jeszcze nic, a chcemy szczęściem tego świata wreszcie żyć/My, ukryty w mieście krzyk” – nawijał w 2002 roku Paweł z Ursynowa. “My chcemy żyć, a nie tylko przeżyć/Kwiat Polskiej Młodzieży” – nawijał w 2018 Bedoes.
Miło słyszeć, że takie mosty powstają – nieistotne, czy świadomie czy nie. W 1998 roku „1998” spokojnie mógłby napisać Pezet. I nie chodzi tu o treść, bo być może miałby inne spojrzenie na niektóre kwestie, ale jeśli chodzi o ciężar, to dostalibyśmy go bankowo. Cieszy, że chłopak, który urodził się w tym roczniku dzisiaj daje nam taki kawałek. Oby za kilkanaście lat nie musiał się już niczego obawiać.
Swoją drogą to ciekawe, jak dwa numery mogą pokazać tak doskonale dwie strony staroszkolnego rapu (i być może nowoszkolnego też, czemu nie). Z jednej strony stawianie na skillsy i udowodnienie, że jest się najbardziej kozackim kotem na winklu, z drugiej przekaz, treść i hołubienie prawdziwości. Pezet i Bedoes wielokrotnie udowadniali, że sprawdzają się w obu przypadkach. Tym razem to jednak stary wyjadacz pokazał młodziakom, jak się składa, a młody zawodnik przypomniał starym, o co w tym chodzi. No cóż, czekam na płytę.
fot. kadr z wideo „Bedoes & Lanek – 1998 (mam to we krwi)”, youtube.com/SBM Label