
„100 dni do matury” to skandal. Ze względu na teksty, i nie mam tu nawet na myśli całego zamieszania, jakie wywołała „Patointeligencja”, tylko ich naturalizm. Poza tym debiutancki album Maty dla młodszych pokoleń teoretycznie mógłby zostać mniej więcej tym, czym dla trochę starszych od rapera jest debiut Molesty. Chociaż nie tylko, bo Michał za dziecka o xerobojach słuchał. Lubi hip-hop, więc pozostał prawdziwy.
Przypał
To, jak Mata radzi sobie na bitach, jest super. Można zarzucić mu, że momentami z nich wypada, ale ostatecznie, biorąc pod uwagę stylistykę albumu, jest to pewien atut. To samo tyczy się uczucia niezręczności, które siłą rzeczy towarzyszy na przykład „Macie Montanie” albo właśnie „Konkubinatowi”, w którym pojawiają się istotne w tym kontekście wypowiedzi Jerzego Bralczyka. Jak mówi profesor: „Trzeba zdawać sobie sprawę z subiektywności”, a nawiązując do wspomnianego przez niego wiersza „Czystość” Stanisława Grochowiaka, zwraca uwagę na „piękno brzydoty”, kiedy ta jest przez artystę świadomie wykorzystywana. Naiwność, śmieszność i tego typu wulgarność są więc tutaj jak najbardziej uzasadnione. No dobra, ale czy Mata jest dobrym raperem? Na pewno na tyle, aby niewygodną albo nazbyt zwyczajną treść przekazać w atrakcyjny, przyciągający sposób. Zresztą tak właśnie działa charyzma.
Byłem w Paryżu w muzeum/I się gapiłem na c*pę, myśląc/Sobie o tym/Co potrafimy językiem/P*ździsko, rajtuzy/Zakładaj je dziw*o
„Konkubinat”
Nie powinien być raperem
Zrozumiałe jest to, że album może być niedoceniony albo wydawać się wręcz głupi dla osób nie należących do pokolenia Maty, a przede wszystkim nie wychowujących się w podobnym środowisku, co on. W końcu istotne są szczegóły takie jak to, że Michał nosił koszulę w kratę i fullcap, na pierwszych imprezach skakał do Kygo, a parę lat wcześniej pani Kasia ze świetlicy nie zwracała uwagi, jeśli ktoś na Afroamerykanina powiedział „murzyn”. Ważne jest też poprzedzające „Patointeligencję” „Tango”. Michał zdaje sobie sprawę z własnego buntu i buntu swojego otoczenia. To w dużej mierze stąd, co na kolejnym kawałku jeszcze dosadniej wyśmiewa, wynika jego fascynacja hip-hopem. Swoją drogą, skoro mowa o „Tangu”, jako intro świetnie wykorzystany został tu fragment z „Podróży za jeden uśmiech”, nawiązujący do przyjęcia rapera do SB Maffiji.
Tańczę Tango z ku*wami jak na bicie Kiełasa/I nie czytałem tej lektury, bo nie lubię zasad/Jadę do szkoły w Sawa Taxi, jeszcze za małolata/I słucham „Tego nie da się naprawić”, a potem Slums Attack (…) jestem raperem, no bo nie powinienem
„Tango”
„100 dni do matury” to nie tylko okres dorastania, ale również przewijające się przez niego wspomnienia z dzieciństwa – „Homo ludens” albo „Żółte flamastry i grube katechetki”. Zwłaszcza w tym drugim Mata potrafi wzruszyć.
A siostry robiły nam tosty i kazały całować nam chleb, gdy upadał i całowaliśmy ten chleb, gdy upadał/A teraz błagam, ty też mnie pocałuj, bo czekam na sygnał, by wstawać
„Żółte flamastry i grube katechetki”
Moralność jest jednym z przewodnich motywów albumu. Pojawia się tu także wątek kryzysu wiary po latach spędzonych w katolickim przedszkolu i wychowania w tradycji chrześcijańskiej. „Żółte flamastry” poprzedza cover „Hallelujah” Leonarda Cohena w wykonaniu 12-letniego Michała. Oba utwory podtrzymują poważną atmosferę zbudowaną w „Patointeligencji”, ale jednocześnie stanowią dla niej kontrast – są momentem opamiętania, refleksji. Ta, w dość nostalgicznej postaci, pojawia się jeszcze w „Nero” i w utworze tytułowym. „100 dni do matury”, podobnie jak patetyczne „GOMBAO 33”, utrzymane jest jednak w luźniejszym stylu.
Zimą zerwałem z dupką, wciąż tęsknię/Za jej pieskiem, nikt nie potrafił mu wytłumaczyć, dlaczego odszedłem/Jeśli tego słuchasz, mała, no to, proszę, podrap go ode mnie/Jeśli tego słuchasz, mała, to wiedz, że mówiłem różne rzeczy, ale dzięki tobie jestem tu, gdzie jestem
„100 dni do matury”
Dyskografia na Type Beat Boom Bap
Wraz z premierami kolejnych singli trudno było przewidzieć, czego tak naprawdę mamy spodziewać się po pełnym wydawnictwie. Całość gra ze sobą wyjątkowo dobrze, a Mata płynnie porusza kolejne wątki i konsekwentnie realizuje koncept. Brzmienie albumu jest ciepłe, miękkie i plastyczne, a bity jazzujące, mimo to w odpowiednich momentach głos rapera jest ładnie podkręcany auto-tunem. Przy „Cafe PRL” zresztą mieszał sam Lanek, a kawałek „100 dni do matury” może wydawać się znajomy, bo rok wcześniej na tym samym podkładzie nawinął Skip.
Olbrzymi hype jak zwykle pomógł i nie pomógł. Jednak bez względu na to, czy „100 dni do matury” spełnił Wasze oczekiwania, w całej swojej grotesce i pozornej banalności, jest on materiałem spójnym i świadomym. Taki album był potrzebny, tak samo jak złamanie tych wszystkich zasad. Mata lekcje z historii odrobił, extenda napisał, no i co? Zdał.
fot. kadr z filmu „Mata – Piszę to na matmie”, YouTube.com/SBM Label