
„To nie kopie, a porównania są naszym problemem” – nawijał w swojej wybitnie dobrze przyjętej, gorącej szesnastce Young Igi, któremu co rusz zarzuca się bycie polskim Young Thugiem. My się z tymi słowami w pełni zgadzamy, bo proces twórczy jest zależny od inspiracji, co nie oznacza od razu kopiowania. Ani tego, że artystów nie można porównywać pod innymi względami, niż te stricte muzyczne, tym bardziej jeśli nie jest to zarzut, a naprawdę spory komplement.
Myśląc o Travisie do głowy wpadają Wam od razu piosenki albo jego modowe kolaboracje, ale nie możecie też zapominać o sławnych na cały świat koncertach. Energia, jaką La Flame daje i przy okazji jeszcze przemnaża przez tysiące znajdujących się pod sceną osób jest niesamowita, a to, co nakręceni przez niego fani wyczyniają w pogo już w ogóle przechodzi ludzkie pojęcie. Widać to chociażby w dokumencie Netflixa „Look mom, I can fly”, gdzie mamy nawet sceny wynoszonych przez pogotowie słuchaczy, którzy w trakcie zabawy doznali kontuzji. Zresztą, sam raper o tym śpiewa w swoim hicie „Stargazing”: „It ain’t no moshpit, if ain’t no injuries”, co po prostu można przetłumaczyć na: „Nie ma urazów, nie ma pogo”. Czy z gościem, który ma takie podejście do zabawiania ludzi na koncercie można w ogóle kogoś zestawić? No jasne. Byliście kiedyś na koncercie Żabsona?
Jedyne, co różni atmosferę na koncertach Żabsona i Travisa to jej intensywność, która wynika z liczby ludzi, ale tego „synek chillwagonu” niestety nie ma opcji przeskoczyć. Cała reszta jest jednak na bardzo podobnym poziomie. Żabson bowiem wyjątkowo dba o to, by wszyscy bawili się najlepiej w swoim życiu i to w odpowiedni dla siebie sposób.
Kto chce po prostu fajnie pobujać się do muzyki, będzie miał to zagwarantowane, ale dla tych, którzy wolą się jeszcze do niej poobijać raper ma przygotowane coś specjalnego. Pogo w środku tłumu jest non stop nakręcane i tak naprawdę może przez godzinę trwania występu wcale nie przygasać. Dba o to, co jakiś czas przeplatając swoje oryginalne numery ich bardziej energicznymi wersjami w postaci remiksów. Mało tego, pogo ma jeszcze swój moment kulminacyjny, który możecie kojarzyć z niefortunnego wydarzenia w Giżycku. Żabson organizuje istną „ścianę śmierci”, po czym sam rzuca się w tłum. Moglibyście uznać, że jako artysta i znany powszechnie człowiek da się ponieść ludziom na rękach i dalej nie będzie chciał się już w nich mieszać, ale to absolutnie nieprawda. Żaba nawija z wnętrza tłumu i nakręca ludzi jeszcze bardziej, samemu uczestnicząc w pogo. W trakcie granego przez siebie koncertu. Z mikrofonem i resztą sprzętu na sobie.
fot. instagram.com