
Pop Smoke to kolejny raper, który w ostatnim czasie odszedł od nas zdecydowanie za wcześnie. Przed tym, jak go zamordowano, zdążył nagrać jeszcze trochę materiału, nad którym pieczę objął 50 Cent. Fif zebrał wszystko w całość i wzbogacił materiał o sporo gościnek, tworząc album, którego brzmienia nie wszyscy się spodziewali.
Pośmiertne LP Popa różni się bowiem sporo od dwóch krążków, które wydał jeszcze za życia. Tamte projekty kipią od charakterystycznego dla rapera vibe’u. Dominują mocne i często mroczne, drillowe bity, a sam artysta ma na nich bardzo niski głos. Tamten klimat był nie do podrobienia, dlatego Smoke dorobił się tak wielu fanów na całym świecie. Spora część z nich, w tym również ja, oczekiwała po prostu trzeciej części takiej stylówki. Jednak to, co otrzymaliśmy, znacznie różni się od tego, czego się spodziewaliśmy. Czy to źle? No właśnie nie.
She wanna Woo
Nie bez przyczyny zacytowałem tutaj fragment z „The Woo”, na którym słychać jeszcze 50 Centa i Roddy’ego Riccha. Ten kawałek jest sztandarowym przykładem na to, jak inaczej wydawcy, a może nawet również sam artysta, choć tego nie wiemy, podeszli do nowego krążka. W tym numerze mamy bowiem sporo śpiewu i klimatyczną gitarkę, która skrajnie odbiega od brzmiących nieco jak wiertarka bitów z poprzednich albumów. W bardzo podobnym klimacie jest też „Enjoy Yourself”, gdzie Karol G rzuca nawet typową dla latynoskich hitów, hiszpańską zwrotką. Zresztą, Pop pokusił się o śpiewanie nawet tam, gdzie nie słychać gitary i o dziwo wychodzi mu to naprawdę dobrze. Refren w „Fort the Night” tylko to potwierdza. Mało tego, na płycie mamy też „Mood Swing” z Lil Tjayem, który jest w zasadzie hitem z gatunku R&B i brzmi jakby zaśpiewał je Nelly zachrypnięty po zapaleniu płuc i całej nocy jarania szlugów. Co najważniejsze jednak, to też brzmi dobrze. Nie jest to Pop Smoke, do którego nas przyzwyczajono, ale jest to dobry Pop Smoke. „Inne” nie znaczy przecież „gorsze”.
I’m a dog, a blue devil
Jak już mogliście wyczytać, mamy na płycie sporo odmiennego stylu, od tego, z którym się oswoiliśmy, ale jest też to, na co tygryski czekały najbardziej. Twardy drill się znalazł i pojawił się również charakterystycznie obniżony i przepełniony basem wokal. Fani nie wybaczyliby bowiem 50 Centowi, gdyby kompletnie pominął tę część stylówki Popa. Słychać ją najbardziej w „Make it Rain”, gdzie Smoke momentami wręcz warczy, co tylko podkręca klimat utworu. W tej samej atmosferze zachowane jest także „44 Buldog” czy „Creature”. Głód charakterystycznej stylówki powinien więc zostać choć trochę zaspokojony, a przecież najeść śmiało można się również odświeżoną wersją rapera. Tak samo może nie smakuje, ale absolutnie nie jest to mdłe.
fot. kadr z klipu „POP SMOKE – GOT IT ON ME (OFFICIAL VIDEO)”, YouTube.com/PopSmoke