
Globalne marzenia naszych lokalnych zawodników z każdym kolejnym rokiem stają się coraz bardziej realne. Mimo że współprace z raperami i producentami spoza naszego kraju dzieją się już od bardzo dawna, to zawsze pozostawały czymś z czego możemy być dumni raczej jedynie w naszym kręgu kulturowym – bariera językowa robiła swoje. To się powoli rozmywa, bo i Taco i Bedoes po angielsku swoje odrobili, o Ńemym nie wspominając. Więc jakaś furtka jest otwarta (nawet jeśli Childish Gambino nie posłuchał płyty). Pisałem o tym również przy okazji Dawida Podsiadło, który propsował wspomnianego wyżej Borysa. Teraz media oszalały, bo w zwiastunie do głośnego jeszcze przed premierą filmu „Boże Ciało”, mamy scenę, w której główny bohater rapuje numer Białasa „Słup”. I oszalały drugi raz, kiedy okazało się, że Quebonafide i Krzy Krzysztof udali się na premierę filmu „El Camino: A Breaking Bad Movie”, zaproszeni przez Netflix Polska. To ja tylko przypomnę, że HBO produkuje dokument o Moleście Ewenement, a w serialu produkcji tego studia, czyli „Ślepnąc od świateł”, mieliśmy okazję usłyszeć muzykę zespołu PRO8L3M (i nie mówię tu o kawałkach promocyjnych).
Egzotyka
Słowo klucz, ale nie chodzi o płytę Quebonafide. Zastanawiałem się wielokrotnie, jak to jest, że czasami wykonawcy, którzy z językiem angielskim nie mają nic wspólnego, jednak zyskują międzynarodową popularność. Poza warsztatem coś innego musiało stanowić o ich wyjątkowości i bardzo możliwe, że jest to swoista egzotyka. Coś, co jest obce, zazwyczaj jest intrygujące. Swoją drogą, czy ktoś jeszcze pamięta, że Iza Lach nagrała ze Snoop Doggiem? (i popełnili do tego najbardziej cringe’owy klip w historii)
Może to jeszcze nie to pokolenie raperów, ale podejrzewam, że całkiem niedługo doczekamy się polskiego nawijacza, który osiągnie sukces na miarę co najmniej europejską. Polska branża stała się w ostatnich latach pewnego szczególnego rodzaju inkubatorem i rzeczy, o których kiedyś nigdy byśmy nie pomyśleli – raperzy wyprzedający stadiony (sami i do spóły z kumplem) – mają miejsce i przestają szokować, a popularne marki coraz chętniej lokują swoje pieniądze w kooperacjach związanych właśnie z tymi ludźmi. Wreszcie rap jest już nie tylko dostrzegany przez środowisko zewnętrzne, ale jest modny. To nie jest przypał, że instagramerka jest fanką Taco, a modelka słucha PRO8L3Mu, to jest na czasie, to trzeba znać, na tych koncertach trzeba być. Gdyby Pezet dzisiaj startował, to byłby chyba w jakiejś rzeczywistości marzeń.
Mainstream
W skrócie – w Polsce dzieje się to, co u naszych sąsiadów wypaliło już o wiele wcześniej. Rap jest w głównym nurcie i media tradycyjne mogą się go wypierać, ale słuchają go wszyscy. Tej koniunktury nie budują już tylko dzieciaki z blokowisk, ale dzieciaki zewsząd. I to będzie postępować, a przy dzisiejszym dostępie do informacji, ludzi rapujących po angielsku (i robiących to dobrze), będzie w Polsce przybywać. Nie jest to czcze życzenie czy jakaś wydumana hipoteza – spójrzcie sobie, ilu macie wokalistów, którzy śmigają sobie w tym języku i nikt na nich nie krzyczy. David Ross jeszcze na zachodzie nie wypalił, ale spokojnie. Będzie czas.
Knowhow polska branża hip-hopowa już ma. Teraz są jej potrzebne ręce z zewnątrz. Ręce inwestorów, którzy popchną to szerzej i dalej. I tu do ugrania sporo mają właśnie HBO i Netflix. To wszystko zbiega się z otwarciem zachodu na nasze produkcje w szerszej perspektywie. Po sukcesie „Zimnej Wojny” Pawła Pawlikowskiego drzwi do kariery międzynarodowej otworzyły się przed Joanną Kulig i Tomaszem Kotem. Zauważeni są również Marcin Dorociński i Borys Szyc. O Rafale Zawierusze, który grał u Tarantino nie wspominam, bo dziwaczna bańka się zrobiła z tego tematu. Mówiąc wprost – nasi zaczynają wypływać na szerokie wody.
Produkt
To, co najbardziej zmieniło się w polskim hip-hopie w ostatnich latach, to kompletna rewolucja w kwestiach reklamowych i marketingowych. To już nie jest dostarczanie krążków z muzyką. To jest dostarczanie produktów – często wielowymiarowych, obfitych w bonusy, świetną poligrafię i wykonanie techniczne. Branża zarabia prawdopodobnie najwięcej w historii, a za pieniędzmi idą możliwości, więc nic nie jest wykluczone. Szkoda tylko że Sentino nieco zboczył z kursu. Był najbardziej naturalnym łącznikiem między Polską i Niemcami – gdyby to dobrze rozegrać, to naprawdę mogłoby zdziałać sporo dla obu scen. Ale to są domysły, na które chyba nie ma sensu poświęcać więcej czasu.
Jesteśmy w naprawdę ciekawym momencie. Powstał film o życiu Tomasza Chady, prawdopodobnie doczekamy się co najmniej dokumentów o najważniejszych polskich raperach, a być może i faktycznie w pełni fabularnych obrazów. Nic odkrywczego Wam nie przedstawiam, po prostu rysuję jakiś szerszy kontekst, żeby pokazać jeden ważny aspekt całego rozwoju, który obserwujemy – te rzeczy się już dzieją i będą się dziać jeszcze szerzej.
PS: Obrazek tytułowy nie ma związku z artykułem. Po prostu wywiad Lettermana z Zachiem Galifianakisem jest genialny, więc wszystkim polecam. Ah, no i jest produkcji Netflixa.
fot. kadr z „My Next Guest Needs No Introduction With David Letterman”, Netflix