
3 albumy kolaboracyjne, które nie mają prawa się wydarzyć, ale wszyscy chcielibyśmy je usłyszeć
Żeby dwóch artystów nagrało wspólnie całą płytę, która będzie nie tylko dobrze, ale przede wszystkich spójnie brzmiała, potrzeba między nimi niezwykłej chemii. To wiąże się z kolei z sympatią, ale jak się okazuje, nie każdy duet musi czuć do siebie miętę od samego początku. Takim przykładem jest chociażby ledwie ogłoszona kolaboracja Cypisa i Faziego, którzy przecież mieli jeszcze niedawno ze sobą beef. Skoro oni się jakoś dogadali i do tego wydali jeszcze na świat wspólne dziecko w postaci „Grand Mastera Sowy”, to kto jeszcze mógłby się o to pokusić?
Fokus i Paluch
Konflikt obydwu Panów został sprawnie załatwiony. Raperzy trochę się podissowali, ale potem sprawę wyjaśnili prywatnie. Sam Paluch przyznał parę lat później, że sprawa zamknięta i nie ma problemu z podaniem ręki Fokusowi. No to skoro tak, to może podaliby ją sobie w studio? Techniczne, bogate w wielokrotne rymy zwrotki członka Pokahontaz połączone z bardziej chwytliwymi i bujającymi wokalami szefa B.O.R. mogłyby okazać się całkiem sporym sukcesem i paradoksalnie sporą świeżością na scenie.
Tede i Nowator
Ta fuzja to dosłownie polski T-Pain z rodzimym Seanem Paulem. Tede coraz odważniej kombinuje z brzmieniami, co słychać po nadchodzącym „Disco Noir”. TDF bardzo sprawnie płynie na klubowych bitach w trakcie ich zwrotek, ale na refrenie mógłby nawet lepiej sprawdzić się ktoś ze smykałką do prostych, ale zapadających w pamięć tekstów, które nie przeszkadzają melodii i to ją wypychają na pierwszy plan. Nowator pasuje jak ulał. Owszem, to mogłoby być nieco cringe’owe, ale kto nie puściłby tego na imprezie?
Filipek i Bedoes
Wciąż z uśmiechem na ustach wspominamy konflikt obydwu raperów, którzy najpierw zaczęli się atakować na ody, treny i sonety, by dopiero później sięgnąć po dissy. Widać, że artyści, choć bardzo się nie zgadzają, dobrze się rozumieją i to również byłoby słychać na ich płycie. Przemyślane i elokwentne punche Filipka idealnie przegryzałyby się z melodyjnością Bedoesa. Raperzy mogliby w zasadzie uzupełniać swoje słabe strony, oczywiście nie tracąc przy tym ani krzty humoru. Poza tym, to przecież nawet nie musi być album, może byś tomik poezji.