
Dziwna analogia? Możliwe, ale bardzo uzasadniona. Gedz i Bonson mają szansę stworzyć projekt, który będzie zapełniał stadiony. Albo taki, który by je zapełniał, gdyby chamskie bezkompromisowe numery trafiały na rotację w radiach. Kiedyś wulgarne „Nie daj zrobić się w ch*j” 2cztery7 podbiło Vivę, więc może nie wszystko jest stracone.
Gedziula i Bons na scenie są od lat. W podobnym czasie zaczęli zwracać na siebie uwagę, o czym świadczy udział w tej samej, pierwszej, edycji Młodych Wilków Popkillera. Co ciekawe – panowie nawijają tam jeden po drugim, więc od razu można zauważyć, jak ich style brzmiały przy sobie niemal dekadę (!) temu.
Mimo tego „Młode Wilki to nie był draft”. Panowie nie odnieśli spektakularnego sukcesu, choć obaj zyskali szacunek środowiska. Od tamtego czasu mocno szlifowali swój warsztat. Gedz skupiał się na brzmieniu i flow, przesuwał kolejne granice rozwiązań dla swojego wokalu i jego aranżacji. Bonson z „technicznie top 3 w Polsce” stał się być może najbardziej konsekwentnym i imponującym specjalistą od wielokrotnych rymów.
Po drodze nad raperami wisiało nawet widmo beefu, ale Bonson przy dwóch okazjach wyjaśnił, że prędzej wspólny melanż niż potyczka. Najpierw na remixie „Red Bulla” Gedza, a potem w kawałku „Ziomki i Przyjaciele” z BonSoul.
Taconafide… znaczy się Gedzson?
W duecie, który zagrał największą trasę w historii polskiego hip-hopu, role były rozdane już na starcie. Quebonafide to ten bardziej hitowy, melodyjny i rozhasany pod względem flow kolega. Taco jest od przemycania obserwacji i rysowania specyficznej wizji świata, opierając te płynące wieżowce na fundamentach z wielokrotnych rymów. Nie mogło się nie udać i… wiadomo, jak się skończyło. Chemia była na tyle dobra, że panowie wzajemnie czerpali od siebie. Co prawda, dzisiaj tego krążka chyba nikt już by nie włączył (mylę się?), ale był to niewątpliwie album swojego czasu.
Sprawa z Gedzem i Bonsem jest wbrew pozorom bardzo podobna. Ten pierwszy to majster od wokalno-stylistycznej woltyżerki, co udowadnia praktycznie z każdym kolejnym projektem. Ten drugi to rzeźnik od precyzyjnej nawijki i potężnych ścian wielokrotnych rymów – co jednak istotne, Bons nie stroni od nowoczesnej stylistyki i żaden bit nie jest mu straszny, nawet jeśli najlepiej brzmi na tych chłodnych, samplowanych sku*wielach (i pasowałby do zimnej elektroniki Gedza!).
Brudna wersja
Gedz i Bonson to nie są chłopaki od piosenek o miłości. Nagrają takie, żeby pokazać, że umieją, ale ogólnie nie pie*dolą się w tańcu. Wspólna płyta, jako mieszanka dwóch bardzo sugestywnych i bezkompromisowych charakterów, może być równie hitowa, co wspomniana „Soma 0,5 mg” Taconafide, ale o wiele, wiele brudniejsza i mocniejsza w wymowie. Zapowiada się projekt będący obowiązkowym otwieraczem imprez po ciemnej stronie miasta, daleko od kawiarni i sterylnych klubów.
fot. kadr z wideo „TACONAFIDE Ekodiesel Tour 2018”, youtube.com/QueQuality