
Dobrze się dzieje w kraju nad Wisłą, że hip-hop zaczyna realnie zagrażać pomysłom rodzimego rynku fonograficznego. Kolejne szczyty zestawienia OLiS, kolejne platynowe płyty i gala Popkillera, która miała większe poparcie medialne i, nazwijmy to, społeczne niż Fryderyki. To wszystko cieszy i Zbigniew Hołdys, który wstawia na swoją tablicę Bedoesa także cieszy.
Cieszy dlatego, że Hołdys nie jest dinozaurem, który żeruje na kulturze i chce się pod coś podpiąć, być cool, albo, nie wiem, „zasłużyć” na feat jak Golec uOrkiestra. Hołdys jest gościem, który w telewizji lata temu rozmawiał z Peją i z O.S.T.R.’ym, gościem który tłumaczył swoim rówieśnikom, że te chłopaki mają swoją formę wyrazu i nie jest ona gorsza od tej popularnej i ogólnie przyjętej.
Cieszy dlatego, że Hołdys Bedoesa z optymistycznym opisem wstawił, a kiedy pod postem rozpętała się burza, to był gotów wejść w polemikę i stanąć przy swoim, a co za tym idzie, stanąć w obronie młodych i ich środków wyrazu. Polityczne wycieczki zostawmy, ale integralność tej postawy bardzo cieszy.
Moje jest najmojsze
Nie chodzi o to, że ja życzę polskiej muzyce źle. Życzę absolutnie odwrotnie – życzę jak najlepiej. Nie umiem jednak powstrzymać się od trochę złośliwego uśmiechu, kiedy rynek, który chciał wycyckać hip-hopowców, teraz właściwie jest ryneczkiem, skansenem, jakąś rachityczną skamieliną, która dawno przestała ogarniać kanały promocji i kreatywne podejście do wykonawcy. Niejeden rockman chciałby mieć dzisiaj management na poziomie SBM Label, Stoprocent czy Step Records. Majorsy wciąż są majorsami, bo to zwykle polskie filie ogólnoświatowych wydawnictw. Polscy raperzy pokazali im, że można samemu i można lepiej. Czy hip-hop, jako gatunek, zasłużył na to najbardziej? Gusta gustami, nie wszystkim ta muzyka może się podobać. Należy jednak docenić, co jej przedstawiciele zrobili dla niej samej przez lata i jak sytuacja wygląda dzisiaj. To właśnie takie chwile przypominają mi, że – pomimo beefów – jest wspólna scena i każdy kolejny raper ma łatwiej, bo ktoś miał kiedyś trudniej.
Co zaś się tyczy samego Bedoesa – gratuluję i czekam na kolejne ruchy. „Górą Ty” z braćmi Golec, to taka bedoesowa „Euforia” Pawbeatsa, Quebo i Kasi Grzesiek. Skojarzenie nieprzypadkowe, bo tamten numer też był popowym strzałem i zasłużył nawet na określenie „To nie jest hip-hop” od PiHa. No nie jest, ale… nie musi. To samo u Borysa i Golców – mamy EDMowy podkład, mamy newschoolowe patenty rozwiązania wokalu (te damskie chórki w refrenie!), charakterystyczne dla zespołu skrzypce i rapowaną zwrotkę Bedoesa. O aranżu nawet nie wspominam, bo dzieje się tu zaskakująco sporo. Panie Zbyszku! A jak to się podoba?
Nad kawałkiem po części czuwał także Lanek, więc nie pozostaje mi nic innego niż polecić Wam odcinek „GOTUJEMY Z”, w którym pokazuje, jak upichcił bit do kawałka Bedoesa z Pressą:
fot. kadr z wideo „Nie ma żartów – Zbigniew Hołdys – 04.04.2019”, youtube.com/Superstacja