Felieton,Hip Hop

Polskie beefy to ustawki? Liczy się hajs

Damian Kaźmierczak -
Felieton,Hip Hop - - Dodane przez Damian Kaźmierczak

Polskie beefy to ustawki? Liczy się hajs

W wywiadzie dla portalu CGM, Donatan wspomniał o propozycjach, które dostawał kilka lat temu. Spokojnie, spokojnie! Nie o tych, o których teraz pomyśleliście. Chodziło o ofertę dołączenia tzw. „ustawionego beefu”.  Konfliktu, który będzie sztucznie wykreowany wyłącznie na potrzeby zyskania większej popularności i co za tym idzie – zarobienia większych pieniędzy. Ile w tym prawdy, a ile medialnej gry?

Gdy po raz pierwszy usłyszałem słowa Donatana, przyjąłem je z dużą dozą podejrzliwości – przecież producent Cleo od kilku lat działa poza środowiskiem hiphopowym. W tym czasie kilku raperów zaczepiało go na przeróżne sposoby, ale zwykle głównie krytykując jego nachalną promocję „słowiańskiego stylu bycia” i pójście w totalną komercję. Dodajmy jeszcze mocny egocentryzm twórcy „Równonocy” i jego specyficzne poczucie humoru. To wszystko złożyło się na tezę, którą postawiłem początkowo że Donatan wypowiedział swoje tezy jedynie po to, by wywołać medialny szum. Jednak, gdy przypomniałem sobie ostatnie konflikty pomiędzy polskimi raperami, coraz bardziej zacząłem skłaniać się ku temu, żeby potraktować słowa kolegi Maryli Rodowicz poważnie. Przekonajmy się więc wspólnie jak jest, przyglądając się ostatnim beefom na polskiej scenie. Trzy punkty za i trzy punkty przeciw.

ZA – Dissy głównie w internecie

W ciągu ostatniego roku ilość beefów pomiędzy popularnymi raperami nagle zdecydowanie wzrosła. Sam konflikt na linii SB Maffija – reszta świata, miał ponad 30 wypuszczonych dissów. Ok, Beef SBM vs.Dixon 37 miał jakieś sensowne podłoże na gruncie pozamuzycznym. Jednak znaczna część pozostałych wojenek wybucha często z błahych powodów, co potem również słyszymy (niestety) na poszczególnych trackach. Kto za rok/dwa będzie pamiętał o beefie Szpaku – Bezczel? Sorry, kto teraz jeszcze w ogóle o nim pamięta? Jeśli są jednak tacy słuchacze, to niech bez ponownego przesłuchania odpowiedzą, o co chodziło w tej walce?

Coraz częściej beefy trwają góra tydzień. W tym czasie jedna i druga strona wypuszcza po 2-3 kawałki. Oczywiście, można uznać to za super skill naszych raperów: po kilku godzinach są wstanie już odpowiedzieć na diss oponenta. Taaak, skil… Do tych wszystkich zakończonych (chyba?) już konfliktów dodajmy jeszcze „beef” Tedego i Weny, który przecież ciągnie się już z rok i na razie wciąż więcej było wpisów na portalach niż wersów na trackach.

ZA – Stare steki, niekrwiste

Przypomnijmy sobie beef VNMa z Jimsonem, czy Tedego z Płomień 81, w nich aż roiło się od zakulisowych smaczków. A dziś? Najczęściej padają puste wyzwiska i przekręcanie ksywek jak u dzieci z podstawówek. Ewentualnie rapowane są wersy, które w tym środowisku raczej nikogo nie przekreślą wśród słuchaczy jak: „Pamiętam jak się nawaliłeś i przede mną spie*doliłeś”, „Ty ćpunie nie pal/nie wciągaj tyle”. Wszystko jest tak podane, że niby się dissujemy, czuć ten posmak wołowiny, ale robimy to tak, aby sobie zbytnio nie zaszkodzić. Halo Pogotowie?! To mięso jest już mocno nieświeże.

ZA – Hajs się zgadza

Nie ukrywajmy i – jak mawiał kiedyś Tede – „nie palmy Jana”. W okresie ostatnich dwóch/trzech lat w polskim rapie, pieniądze do wyjęcia są coraz lepsze, ale i konkurencja jest też coraz większa. Dla gości, którzy kilka lat temu świecili triumfy, a dziś poprzepadali, taki beef z (najlepiej) młodym wilkiem na scenie jest świetną okazją do przypomnienia o sobie i zgarnięcia części jego słuchaczy.

PRZECIW – „A polski raper, proszę pana… To jest pustka… Pustka proszę, pana… Nic! Absolutnie nic”

Scena się rozwija (tyle razy już dziś to pisałem, że zaraz sam w to uwierzę), ale nie wszyscy jej członkowie rozwinęli swoje umiejętności razem z nią. Część raperów jest zbyt leniwa, za słaba i nie jest wstanie nagrać lepszego dissu. Takiego, który by zawierał soczyste panczlajny i zapadające na dłużej wersy – nawet jeśli siedzieliby nad poszczególnymi kawałkami tydzień. Brak „smaczków” w numerach wynika głównie z braku znajomości swojego oponenta. Dlatego wersy brzmią jak pisane z poradnika: „Jak pojechać przeciwnika, Szach-mat panie raperze”.

PRZECIW – JEST SZTYWNIUTKO

Gdy porównuję polskiego rapera z niemieckim czy amerykańskim, to zawsze ten polski raper wydaje mi się osobą unikającą jakichkolwiek kontrowersji. Żadnych sztucznych potyczek – a jeśli już mamy ze sobą problem – to lejemy się po mordach poza kamerami. Oczywiście, scena ewoluuje, wchodzą do niej coraz to młodsi gracze, którzy prowadzą już trochę inny styl życia. Jednak wciąż mam w głowie, że gdyby miało dojść do ustawionego beefu, to tylko wśród tych „raperów” z youtube’a. No, może jeszcze Donatan z jakimś innych producentem na Pudelku coś tam by zrobił.

PRZECIW – polski słuchacz hip hopu, to zamknięty słuchacz

Nie ukrywajmy – duża część polskich słuchaczy, ogranicza się tylko do sprawdzania swoich idoli. Zbyt często beef wygrywa ten raper, który ma więcej oddanych fanów, a nie ten, który nagrał lepsze numery. Również konflikt musi być na tyle duży (Peja – Tede), żeby zainteresować słuchacza, który nie jest związany z żadną ze stron. Jak już wspominałem – „hajs się zgadza”, ale jest go wciąż za mało, aby zawodnik z drugiej, trzeciej ligi nagle przez udział w beefie wskoczył do pierwszej i zaczął poważnie zarabiać. Pamiętacie ostatnie dissy Śliwy na Białasa? Raper z Poznania zebrał po nich bardzo dużo propsów. Jednak czy przełożyło się to na wyniki sprzedaży jego najnowszej płyty? Wątpię.

Czy część beefów w polskim rapie jest ustawiana? To oceńcie już sami. Ja, mimo pojawiających się wątpliwości, uważam jednak, że słowa Donatana były tylko medialną prowokacją. Aha, drodzy raperzy, którzy naprawdę to robicie! Jeśli już kręcicie sztuczny beef, to zadbajcie o jego poziom, bo po tych ostatnich wczorajszych stekach to ja mam mocną niestrawność w żołądku.

Foto. Insagram/Don.Donatan

Zostaw komentarz

Udostępnij
Hip Hop,News
Pono „Szczerze” wraca na swoje. W starym stylu

Kilkanaście lat temu trudno było wyobrazić sobie warszawskiego rapera, który będzie kładł tak gęste rymy w akompaniamencie bardzo naturalnej nawijki. Tak naturalnej, że trudno było tu mówić o określonym flow. Pono po prostu świetnie opowiadał o tym, co leży mu na sercu.