Mes
Wychowali go ci z „S”, a nie z czarnych wołg. Liberał, artysta, hip-hopowiec w środku. Uwierają go reguły, dla których nie widzi podstaw. Przeciwnik autocenzury. Z systemem gra w drybling i otwarcie afirmuje taki styl życia. Mimo otwartych poglądów na lewo (i pisania do gazety, którą część zwie „żydowską), nie zauważa oburzeń z prawej strony. Pogada z Łoną czy Afrojaxem, a jednocześnie buja się z takimi typami jak Pjus, PiH czy Ciech. Lokalny patriota – choć pewnie unikałby tego słowa – i patriota w ogóle. Dumny ze swoich przodków. Właściwie rzecz biorąc ateista.
Bukowski
Gdzie się da, to pod prąd. W poglądach politycznych, życiu i w twórczości. Mimo okazyjnego klasyfikowania go jako członka ruchu beat generation, Bukowski odżegnywał się od tego. Być może z powodu niekrytej niechęci do Jacka Kerouaca. Polityka go męczy. Twierdzi, że może narzekać na to, jak jest, ale nie ma chęci, by to zmieniać. Uważa, że pisarz powinien móc pisać o wszystkim – jest przeciwny narzuconym ramom. Cechuje go dosyć przerażający stoicyzm, a momentami nawet nihilizm. Jest, jak jest, nie ma co się męczyć. Właściwie rzecz biorąc ateista, choć zaliczył etap buddyjski.
Mes
Piotr Szmidt pod tym względem przeszedł wszelkie etapy, które możemy sobie wyobrazić w kontekście polskiego rapera. Od wielokrotnych rymów na Flexxipie, przez eksperymenty i poszukiwanie niestandardowych słów na 2cztery7 i pierwszej solówce, aż po ekwilibrystykę znaną choćby z numeru „Nuda (Na przystawkę, danie główne i deser)”. Mesa najlepiej charakteryzują kombinacje wersów czy wręcz całych zwrotek/kawałków opartych o pozorną pierdołę, mały szczegół wyłowiony z rzeczywistości. Holistyczne numery Piotrkowi się zdarzają, ale prawdziwym mistrzem jest w punktowaniu detali. W przeważającej mierze Mes i Piotrek to ta sama osoba, choć czasami pseudonim wydaje się dobrym wytrychem do hiperbolizacji pewnych sytuacji czy intencji – w końcu jeśli już jest o coś wojować, to częściej robi to „Ten Typ”, a Piotrek jest tylko „tym zwykłym w nim”. O flow w tym cyklu się nie rozpisujemy, a przynajmniej nie teraz, bo oponent się od tej strony nie prezentował.
Bukowski
Pewnie można by pisać o wierszach Bukowskiego, ale po pierwsze nie są tak reprezentatywne jak powieści (trudno zapoznać się z blisko… pięcioma tysiącami tekstów!), a po drugie Mes przyznał kiedyś w wywiadzie, że ich nie poważa, więc… nie kreujmy jakiejś sztucznej przewagi. Swoją drogą Bukowski mawiał, że pisze je od ręki, bo jeśli jest opór, to znaczy, że zaczyna coś kręcić. Dzisiaj powiedzielibyśmy na to „spontan”. Tych Mes już w ogóle nie znosi.
Według Charlesa, sekret warsztatu polega na pisaniu jeden prostej linijki po drugiej. Mes pewnie nie zgodziłby się co do „prostoty”, ale sam wyznaje zasadę, która eliminuje z tekstu tzw. „wersy zapychacze”. Słowem – wszystko ma być o czymś. Proza Bukowskiego niesie za sobą w dużej mierze te same przesłania, co jego poezja (z tą różnicą, że w prozie kryje się za postacią Hanka Chinasky’ego, a w poezji – pomijając kwestię podmiotu lirycznego rozłącznego z autorem – w istocie jest sobą). Czasem mniej, czasem bardziej podkoloryzowane historie z życia i o życiu pokazują nieszczęsną naturę człowieka. Tu również więcej detali niż całościowego spojrzenia – chyba że chodzi o tematy stricte egzystencjalne, bo te Bukowski potrafił ujmować w szerokim kontekście. Podobnie rzecz się ma, jeśli porównamy felietony Mesa (najpierw dla T-Mobile, obecnie dla Gazety Wyborczej i Gazety Magnetofonowej) do prozy Bukowskiego. Mocno osobiste wtręty na tematy różne. Ba! Większość albumu „Ała” czerpie z wcześniej opublikowanych felietonów (choćby casus „zabójczych maili„).
Mes i Bukowski
Dlaczego razem? Bo choć z innego punktu wyjścia, dali swoim odbiorcom i kolegom po piórze coś podobnego w punkcie dojścia. Obaj chcieli tworzyć inaczej niż nakazywałby kanon. Obaj ten kanon znali w stopniu im potrzebnym i starali się wyjść za jego ramy. Mes robiąc inteligentny rap o czymś, który nie będzie tylko osiedlowymi hymnami, a Bukowski pisząc szczere i bolesne książki (i wiersze), może nie najbardziej strzeliste literacko, ale z pewnością pełne „mięsa”. U obu zaszła więc pewna próba przewrotu zastanej formy i u obu poskutkowało to niemałą grupą epigonów i świadomych naśladowców. Intelektualny hustling Mesa to raperskie odbicie intelektualnej żulerki Bukowskiego. Twórczość mocno autobiograficzna i skupiona na zatarciu granicy między raperem postacią/pisarzem postacią, a rzeczywistym autorem. Mes dla Piotrka i Chinasky dla Bukowskiego to więcej niż alter ego (albo mniej – zależy, jak na to spojrzeć). Obaj pokazali kolejnym pretendentom do raperskiego/pisarskiego fachu, że można inaczej, choć nie zawsze jest to najprostsza i najbardziej korzystna droga.
Mes od zawsze tępił podejście, którego efektem są generyczne utwory, zbiory truizmów i banałów. Kopie kopii. Wspominał o tym już w utworze „Ty tworzysz, ja tworzę„. Bukowski ująłby takich twórców, jako tych, których „słowa nawet nie dotykają papieru”. Gardził stosunkiem liczby pisarzy do liczby dobrych dzieł. Wspomniana wcześniej różnica w punkcie wyjścia jest taka, że Mes do ludzi się garnie, bo dają mu paliwo do historii i przemyśleń. Bukowski ludzi raczej nie lubił, a jego ciekawość była patologiczna, choć uzasadniona – również dawała paliwo do historii i przemyśleń.
Mes przyznawał, że jako raper był dziwnie postrzegany przez rówieśników od „poważnej pracy”, domu i rodziny. Choć mocno prospołeczny, był jednak outsiderem dosyć lekko umocowanym w społeczności per se. Podobnie Bukowski, choć on był już outsiderem z założenia. Samotnikiem z etosu, choć być może wcale nie z wyboru. Przynajmniej nie na początku.
Mes
Choć nie było to ewidentne od samego początku, to Mes był, jest i – prawdopodobnie – będzie raperem, z którym liczą się wszyscy. Mimo że stylistycznie reszcie sceny zawsze było do Piotrka daleko, to nikt nie kwestionował skillsów i oryginalności. „Serio, weź typie pokaż tu mi rapera/Co tyle różnych tu styli przelał na jedno CD, omiń Pitera” – nawijał VNM w kawałku „ProPejn„. Mes nigdy nie spoczął na laurach i zawsze starał się „rozdziewiczać” polską rap grę pod nowym kątem. A to jeśli chodzi o wolniejsze bity (i nie chodzi tu wyłącznie o „Jak to!?”, a o popisy na JuNouDet, jako DJ M-Easy), a to double tempo (wjazd na „Pornogwiazdach” Pezeta) czy zaprzęganie do współpracy muzyków z krwi i kości, którzy tachają do studia walizy z instrumentami. Można Mesa nie lubić, ale wizji nie można mu odmówić.
Bukowski
Wielu krytyków uznawało Charlesa za obrzydliwca i kontrowersję dla kontrowersji. Ci bardziej dociekliwi dostrzegli w tej pozie macho – satyrę na nią samą. Pod przykrywką chlania, seksu i ogólnej deprawacji, kryły się celne uwagi o upadku moralności i pytania o rzeczy najważniejsze. Jednocześnie Bukowskiego określa się jako fenomen, który literacki styl w całości wyprowadził ze swojego stylu życia. Powiedzieć, że naśladowców było wielu, to nic nie powiedzieć. Niech wyznacznikiem – lokalnym, bo lokalnym, ale wciąż – będzie to, że inspiruje ludzi spoza świata literackiego, takich jak np. Mes właśnie (w USA choćby Tom Waits). Zresztą alter ego Charlesa, czyli Hank Chinasky, znalazło krzywe odbicie w Hanku Moodym z Californication. Bezkompromisowe poglądy, dowcip i ostre ujmowanie detali – te cechy wciąż przyciągają do Bukowskiego odbiorców. Często jest pierwszym „kontrowersyjnym autorem” na czytelniczej drodze.
Mes
Cofamy się o plus/minus dekadę, kiedy to w twórczości Mesa, Bukowskiego było najwięcej. Jak to pod względem fitów było? Koszule, często koszule. Niewciągane w spodnie, więc na luzaku (i często bez wyczucia smaku, ale wiemy, tak miało być itepe). Klasyczne garnitury i płaszcze też się zdarzały – i tu pod względem wyglądu bywało już duuużo lepiej. Kapelusze też były, łączone z wcześniej wspomnianymi koszulami. No i chinosami albo innymi materiałowymi spodniami…. do sneakersów. Połączenie dziwne, ale tę dekadę temu faktycznie mogło to powodować jakiś tam efekt „łaał” na twarzach fanek (tak?). Chyba za młodzi jesteśmy, żeby to we właściwy sposób ocenić… Mesowi imponowali Don Johnson w Miami Vice i Telly Savalas w Kojaku – ile z tego wyniósł, oceńcie sami.
Bukowski
Bukowski = klasa pełna poetyckiej nonszalancji. Elegancja wymieszana z niedbałością, porozpinane koszule i papieros do kilkudniowego zarostu i marynarek. Gość idealny do stania się twarzą kolekcji od Saint Laurent Paris, tak jak zrobił to Kenau Reeves pod koniec kwietnia. Z drugiej strony, stare płaszcze, jeansy, kamizelki i butelka wina w dłoni. Do tego czapki i mamy przed sobą stereotypowego „hipstera” (w dzisiejszym „rozumieniu”, bo Jack Kerouac – autor słowa – by je wyśmiał) sprzed kilku lat. Słowem zakończenia – było zaczepnie, dekadencko i w nonszalancki sposób elegancko. I o wiele bardziej spójnie niż u Mesa.