
Na Skrr wielokrotnie pisałem dla Was o koszykówce. Co więcej, kiedyś na YouTube prowadziłem serię „ZA TRZY”, w której porównywałem raperów do koszykarzy, szukając ich cech wspólnych (w wyglądzie, przebiegu kariery czy w formie).
Jako, że seria urwała się dosyć nagle, a regularnie otrzymuję o nią pytania, postanowiłem dać od siebie coś więcej niż tylko zestawienie Taco Hemingwaya z Draymondem Greenem. Wybrałem 17 polskich hip-hopowych wytwórni i przyporządkowałem im koszykarskie organizacje zza oceanu. W zestawieniu pojawią się: Alkopoligamia, Asfalt Records, BOR, Hashashins, Hemp Records, Maxflorec, New Bad Label, PROSTO, Que Quality, RPS Enterteyment, SBM Label, Step Records, Stoprocent, Szpadyzor Records, UMC/My Music, Wielkie Joł i ¾ UDGS.
Dobierając wytwórnie do zestawienia, obrałem dwa podstawowe kryteria: czy oficyna nadal funkcjonuje i czy liczy co najmniej kilku członków (dlatego np. wytwórnia Deysa załapała się rzutem na taśmę, mimo małej liczby raperów, ale dzięki stałemu rozwojowi). W analizie skupiłem się na przeszłości, teraźniejszości oraz przyszłości, jaka stoi przed organizacjami. Pod uwagę brałem więc co najmniej kilka ostatnich lat istnienia, by móc dokonać miarodajnego porównania i być pewnym, że takie zestawienie jednej organizacji z drugą, będzie najbardziej celnym.
Kto jest kolosem na glinianych nogach? Kto będzie rządził w niedalekiej przyszłości? A kto z rozrzewnieniem wspomina lata swojej świetności? Zapraszam do przeczytania części pierwszej.
PROSTO – CHICAGO BULLS
O kim byście pomyśleli, gdybym kazał wam wymienić organizację ikonę?Taką, którą znają wszyscy, głównie za wieloletnie sukcesy i ogromny wkład włożony w rozwój swojej dziedziny? Z pewnością pojawiłoby się tutaj kilka popularnych wytwórni, jak Asfalt Records czy Step Records, i drużyn, z których jednym tchem wymienilibyście Los Angeles Lakers i Boston Celtics. Gdy jednak uściślę to pytanie i poproszę o podanie organizacji ikony, która już nie odgrywa takiej roli jak kiedyś i jest w odwrocie, nie potrafiąc przez lata zbudować składu, mogącego bić się o najwyższe cele – wybór jest oczywisty – Prosto i Chicago Bulls.
Przez historię obydwu przez lata przewinęło się wielu znakomitych zawodników, jednak zapytani o tego najbardziej rozpoznawalnego zawodnika zawsze wymienimy Sokoła i Michaela Jordana. Gracza, który był i jest twarzą organizacji, i przy udziale którego, święciła ona największe tryumfy. Sokół miał do pomocy kolegów z WWO i ZIP Składu, a zipami Jordana byli Rodman i Pippen. Gdy jednak ich era dobiegła końca, nadal próbowano budować inny, bardziej zbalansowany skład. Przez lata przewinęło się wielu średniaków (FU, Juras, Diox) i obiecujących indywidualności jak VNM czy KęKę. Dla tych ostatnich naturalną drogą rozwoju było jednak odejście z rodzimej wytwórni, zupełnie jak dla Jimmyego Butlera i Derricka Rose’a, i ułożenie swojej kariery według nowych zasad, w nowej „własnej” wytwórni.
¾ UDGS – NEW ORLEANS PELICANS
Tym, co pokazały ostatnie lata w NBA, jest to, że żaden gwiazdor nie wybierze w wolnej agenturze małego ośrodka. Nikt nie chce grać w Nowym Orleanie, którego nawet jego właściciele nie traktują poważnie i skupiają się na swojej drugiej (futbolowej) drużynie – Saints. Żaden „duży” raper nie wybierze również Bielska Białej jako miejsca, w którym chciałby wydać swoją płytę. Takie ośrodki są więc zmuszone, by łowić talent w drafcie, lub w podziemiu, i pielęgnować go – licząc na to, że rozwinie się i całą swoją karierę będzie chciał spędzić właśnie w ich mieście.
Podobnie jest z wytwórnią ¾ UDGS, w której przez lata swoje krążki wydało wielu raperów, ale znakomitej większości niestety nie udało się wypłynąć na większe wody. Co więcej, jej najjaśniejszą postacią była kobieta – AdMa, i nie ma co ukrywać, budowanie wytwórni w tak zmaskulinizowanym środowisku jak rap, w oparciu o płeć piękną, jest bardzo trudne. Przez lata również w Pelicans nie udało się znaleźć żadnego gwiazdora, który chciałby zostać w mieście na dłużej i pomóc Anthony’emu Davisowi zbudować kontendera. Efekt? Po latach prób i wysiłków zarówno AdMy, jak i Davisa, w swoich teamach już nie ma.
SBM LABEL – DENVER NUGGETS
Eksplozja młodego talentu skupiona wokół grubaska z kraju we Wschodniej Europie. A wszystko to za sprawą „Białasa” z Polski.
Mowa oczywiście o Nikoli Jokiću, urodzonym w serbskim Somborze, fantastycznym i niesamowicie utalentowanym koszykarzu, którego w drafcie wybrał polski skaut – Rafał Juć. Czyli zupełnie jak z Bedoesem i Białasem. Zarówno Bedoes jak i Jokić szybko stali się twarzami organizacji, które przez lata miały zupełnie innych charakter. Teraz, dzięki nim, są gotowe na nowe wyzwania, ponieważ ich czołowi gracze idealnie odnajdują się we współczesnej rozgrywce.
W ostatnim roku w składzie Denver było tylko dwóch starszych graczy: Millsap i Isaiah Thomas. Resztę składu stanowi młody, obiecujący core, który przez lata może rządzić w niej wraz z najlepiej rozgrywającym centrem ligi. White 2115 jak Garry Harris, Beteo jak Will Barton i Jan-rapowanie jak drugi najlepszy zawodnik tej drużyny – Jamal Murray. Future is bright for SBM Label i Denver Nuggets.
WIELKIE JOŁ – WASHINGTON WIZARDS
Wytwórnia i drużyna jednego gracza, a co za tym idzie nie ma szarości – jest czerń i biel. Uwydatniają się plusy i minusy, a narracja może zmieniać się w ekspresowym tempie. Zarówno w jednej, jak i w drugiej organizacji ze stolicy swojego kraju od lat prym wiedzie jeden człowiek i to pod niego budowana jest reszta składu. I o ile w przypadku Wielkie Joł takiej chęci przez lata raczej mocno nie zauważyliśmy, to w Waszyngtonie próbowano sparować Johna Walla z innymi liderami i zazwyczaj kończyło się to dramą. Tede, jako właściciel swojego labelu, oczywiście jest na innej pozycji, ale nawet jego próby wyciągnięcia ręki do młodych zawodników nie kończyły się dobrze. Albo byli oni przechwytywani przez inne organizacje (BRO) albo zostali nazwami klonami i dużo słabszą wersją (Kłodzian) rozgrywającego swojej.
W obydwu teamach są jeszcze oczywiście ci „drudzy” od wielu lat nazywani równie utalentowanymi i z większym upsidem (ze względu na krótszy staż na scenie) czyli Bradley Beal i Abel. Obydwaj bardzo dobrze dogadują się z liderami swoich drużyn, ale regularnie padają pytania o to, czy nie staliby się lepszymi zawodnikami bez nich obok.
Tym, co jednak daje posiadanie lidera, jest stabilizacja i nie martwienie się o to, że co roku Wizards będą grali w Play Off, jak i to, że Tede nagra dobry krążek. Nie najlepszy, ale taki, który zawsze znajdzie się wśród najlepszych, bo gwiazdor poniżej pewnego poziomu nie schodzi. Zawsze jednak będzie twarzą sukcesu, ale też i porażki.
HEMP REC. – DETROIT PISTONS
Twarde chłopaki z owianego złą sławą miasta i gdyby nie to, że pierwsza płyta Hemp Gru wyszła nakładem Prosto, to niemal idealnie złożyłoby się to czasowo z mistrzostwem NBA zdobytym przez Detroit Pistons. Początek XXI wieku był czasem rozkwitu ulicznego rapu i twardego stylu gry w najlepszej lidze koszykarskiej świata. Detroit Pistons regularnie pojawiali się w finałach, a reprezentanci Hemp Rec. na Olis. Najlepsze jest to, że charakter obydwu organizacji przez lata nie uległ większej zmianie, a przy koszykówce i rapie zmieniających się w tak zawrotnym tempie, to naprawdę godne podziwu. No może poza tym, że Detroit nadal nie znaleźli klucza do powrotu do walki o najwyższe cele.
Parafrazując tytuły płyt: JEDNOŚĆ – LOJALNOŚĆ – BRATERSTWO. To o nich.
NEW BAD LABEL – SACRAMENTO KINGS
Weteran i banda kolorowych, bardzo wyrazistych chłopaków. Do tego weteran, który rzekomo ma być mentorem, ale w swojej karierze miał masę „przypałów” z trawką. To jedna z narracji, która towarzyszyła startowi poprzedniego sezonu w Sacramento. Jakże idealnie pasuje to do Borixona i jego podopiecznych Blachy (to on w wersji NBA) i ReTo (on jest „Lisem”). Patrząc na tę ekipę, mam jeszcze oczywiście przed oczami Chillwagon, czyli resztę młodego talentu skupioną właśnie wokół Borygi. Już niedługo to oni mogą być nowymi Detroit z 2004 roku. Mentor młodzieży:
RPS ENTERTEYMENT – OKLAHOMA CITY THUNDER
W notatkach mam zapisane „lider, wokół którego nic szerokiego nie zbudujesz”. Niedaleko więc chyba pada Peja od Tedego.
Duet Peji z Decksem był i na zawsze będzie już legendarny i nikt nie odbierze im zasług dla rozwoju naszej sceny. Niesmak po rozstaniu jednak pozostał. Głównie dlatego, że decyzji o zakończeniu współpracy towarzyszyła masa plotek i bardziej lub mniej dziwnych kuluarowych zagrywek z obydwu stron. Czyli niemal identycznie jak po tym, gdy Kevin Durant, będąc krok od pokonania razem z Russelem Westbrookiem Golden State Warriors (OKC prowadzili 3-1, ale przegrali 4-3), zdecydował, że odchodzi do teamu… którego był bliski wyeliminowania z finałów. Przy każdym ich kolejnym starciu pojawiał się kwas i słowne potyczki. Publika stała jednak po stronie Westbrooka, który został osamotniony w boju i sam musiał walczyć z tymi złymi Warriors. Karma miała całkowicie zemścić się na Durancie po tym, jak do Westbrooka dołączył inny gwiazdor – Paul George. Westbrook z nowym kolegą mieli być tymi, którzy pokonają zawodników w niebiesko-żółtych koszulkach. Stało się jednak inaczej i w fatalnym stylu odpadli już w pierwszej rundzie zakończonych niedawno Play Offów. To sprawiło, że wróciły pytania o to, czy Westbrook jest graczem wokół którego można cokolwiek zbudować – ze względu na jego, delikatnie mówiąc, specyficzny – jak flow Peji – styl gry.
Rychu został dziś praktycznie sam w swojej wytwórni, bo zadaniowców, którzy pojawiają się u jego boku, ciężko nazwać dobrymi raperami, podobnie jak koszykarzy z końca ławki Oklahomy. Ławki, która przechyla się w stronę Westbrooka przez jego gigantyczny kontrakt, który jeszcze przez lata będzie problemem w budowaniu składu. Paul George w każdej chwili może powiedzieć, że chce odejść i potwierdzić zarzuty, jakie wobec kolegi z drużyny miał KD.
Dziękuję za przeczytanie części pierwszej, kolejna już w następną niedzielę. ?