
Były już Niemcy, była Austria, więc przyszedł czas na zakończenie niemieckojęzycznej trylogii. Podróż do Szwajcarii, kraju słynącego z banków, serów i luksusowych zegarków. Pisząc o Austrii, stwierdziłem, że jeśli raper z kraju Falco, chce odnieść prawdziwy sukces, to musi trafić do łask również niemieckiego słuchacza. W przypadku Szwajcarii jest jednak trochę inaczej. Szwajcarska scena zawsze posiadała swój specyficzny klimat. Większość raperów nawija po niemiecku z regionalnym dialektem, a część hiphopowców używa także języka francuskiego.
1 / 7
Oldschool pełną parą
Austriacy mieli Falco, Szwajcarzy dekadę później zapoznawali się z rapem słuchająca Black Tigera i grupy P-27. To oni stworzyli pierwszy hiphopowy utwór, który przebił się do mainstreamu i pokazał, że istnieje hiphop w dialekcie niemiecko-szwajcarskim. Kawałek „Murder By Dialect” dziś brzmi mocno archaicznie, ale dla „Mundartap” był on kamieniem milowym. Skład P-27 w późniejszym okresie lawirował pomiędzy nagrywaniem w języku angielskim a niemiecko-szwajcarskim. Powątpiewam, że ktokolwiek, oprócz fanów tamtejszego oldschoolu, o nich jeszcze pamięta. Black Tiger od początku starał się robić rap po swojemu, nie chciał kopiować trendów z Niemiec lub Stanów. Za jego opus magnum uważany jest album „Solo”, który w szwajcarskim kręgach cieszy się statusem kultowego.
Szwajcarski hip hop nowego tysiąclecia najczęściej był kalką „najntinsowego” niemieckiego rapu. Na scenie królowały truskulowe brzmienia i moda na rapowanie w obcych językach. Ten pierwszy nurt reprezentował skład Sektion Kuchikäschtli, czyli szwajcarska odpowiedz na „Fanta 4”. Wśród raperów nawijających po francusku najmocniej przebił się Stress. Z tego rapera był jednak trochę „farbowany lisek”. Zanim podbił Szwajcarię, próbował zdobyć rynek francuski razem ze składem Gruppe Double Pact, a także współpracował z niemieckimi raperami i grupami m.in. Massive Tone. Sprawdzając jego największe single, odczuwałem ciarki żenady i mdłości jak przy rodzimym 18L. Stress był jednym z pierwszych raperów na szwajcarskim rynku, przy których można było użyć słowa gwiazda.
Pamiętacie jeszcze kryzys, który dotknął polski hip hop w latach 2006-2008? Koniunktura na muzykę spadła, media przestały grać i promować rap, płyty przestały się sprzedawać. Większość raperów była jednak wciąż aktywna i czekała na lepsze czasy. Zarówno na legalu jak i w podziemiu dalej powstawały dobre płyty, które do dziś się bronią. W Szwajcarii natomiast, cytując Laika, „Rozje*aliście to w pył, a stało jak Kuwejt”. Zamiast dalszego rozwoju była nicość. Komercyjni raperzy jak Stress czy Bligg poszli w totalny mainstream. Stress dla utrzymania pozycji zaczął współpracować z gwiazdami popu i nagrywać jeszcze bardziej mdłe (tak, to możliwe) numery. Bligg w okresie 2008-2013 miał swój czas chwały, ale tylko dzięki temu, że zamienił rap na brzmienia rodem z Golec uOrkiestry. Inni weterani sceny, widząc, że hajsu z rapu nie ma, a nie chcąc robić pop(ierdułkowych) kawałków, zajęli się swoim życiem zawodowym z dala od muzycznej branży. Większość starej gwardii tworzyli studenci z dobrych domów, dla których rap był bardziej zajawką aniżeli życiową szansą. „Fajnie było panowie, ale teraz czas zająć się poważnym codziennym życiem” – niejeden raper mógł tak wówczas pomyśleć.
W podziemiu kształtowały się pierwsze zalążki gangsta rapu. Jednak tacy raperzy, jak Griot, budzili raczej uśmiech politowania, a nie grozę i szacunek. Pozytywnym wyjątkiem na tle całego szamba był Gimma, którego fani niemieckiego rapu mogą kojarzyć z kawałka nagranego z Sido.
Pod koniec pierwszej dekady XXI wieku i na początku drugiej hip hop z „serowej krainy” był na skraju przepaści. Młodzi Szwajcarzy woleli słuchać rapu z Niemiec lub Stanów. Szwjacarski hip hop był synonimem kiczu. Z jednej strony zblazowani gangsterzy, z drugiej kiczowata komercja i mało śmieszne wyrośnięte studenciaki.
Jak już wspomniałem, nastolatki ze Szwajcarii nie miały swoich rówieśników w branży. Mimiks urodzony w Luzern dał tamtejszemu hiphopowi nową „cool” twarz. Wreszcie młody Killian nie musiał się wstydzić, że w jego kraju rapują wyłącznie „śmieszni” panowie zahaczający o folk. Mimiks był dla Szwajcarii tym, czym dla Niemiec był Cro, tylko z tą różnicą, że Deutsche scena dałaby radę bez Cro, ale szwajcarska bez Mimiksa nie byłaby już tym samym. Niuskulowe brzmienia, dobre flow i teksty z którymi wreszcie mogło się utożsamiać całe młode pokolenie.
W czasie, gdy Mimiks opisywał przeciętne życie szwajcarskiego młodzieńca. Dwóch chłopaków Dawill i Nativ postawili na przekaz o rzeczywistości z rożnych płaszczyzn życiowych i grup społecznych. Połączyli nowoczesne brzmienia mumble rapu i kodeinowych chłopców z charakterystyczną dla nich zaangażowaną liryką. Nie jest to rap dla każdego (np. nie dla mnie), ale Dawila i Nativa nie sposób pominąć mówiąc o nowym etapie Mundartrapu.
O ekipe KMN Gang wspominałem przy okazji niemieckiego odcinka. Jeśli spodobała wam się muzyka Azeta i reszty jego ziomków, to musicie sprawdzić Eaza. Raper łączy brzmienia afro trapu i dancehallu z klubowymi rytmami. W końcu Szwajcaria to bogaty kraj, a na razie było tak „mało jakby luksusowo” – parafrazując bohaterkę z filmu „Kogel-Mogel”. Eaz dobrze odnajduje się na nowoczesny bitach, a jego refreny szybko zapadają w pamięć. Warto również wspomnieć o Xenie, który razem z Eazem i Libą nagrali album „Physical Shock Sampler Vol.1” pobijający szwajcarskie listy przebojów. Tak jak Eazowi bliżej do KMN Gang, tak Xen mógłby śmiało zbić pionę z niektórymi członkami 187 Strassenbande.
Na koniec raper, któremu aktualnie wróży się bardzo duża karierę. Pronto swoim stylem zbija żółwia z Migosami i resztą mumble rapu. Raper ma szansę w niedługim czasie podbić nie tylko szwajcarski rynek, ale również niemiecki. Po takich hitach jak „Clean” czy „Side walk”, część niemieckiego środowiska zwróciła uwagę na tego młodego zawodnika i wyraziła chęć współpracy z nim. Może to Pronto będzie pierwszym szwajcarskim raperem, który trafi na szczyt niemieckich list przebojów?
Szwajcarscy dziennikarze hiphopowi jednoznacznienie twierdzą, że ostatnie 3 lata to najlepszy czas dla tej muzyki w ich kraju. Wreszcie szwajcarski rap stał się różnorodny i zaczął docierać do młodych ludzi, zyskując powoli popularność także w innych niemieckojęzycznych krajach.
Szwajcarski hip hop (lub jak kto woli Mundartrap) jest charakterystyczny i brzmi zdecydowanie inaczej niż produkcję z Niemiec i Austrii. Część hiphopowców rapuje po niemiecku, część po francusku, a część rapuje po niemiecku, ale momentami brzmi… jakby nawijała po francusku #akcent. Dużo zależy od tego, skąd dany hiphopowiec podchodzi i jakim dialektem się posługuję.
Jeśli macie czas to sprawdźcie wszystko z listy! Jeśli nie, to chociaż posłuchajcie najnowszych graczy, których Wam tu pokrótce przedstawiłem.
Foto. „Pronto – Trungs”/youtube/419 FINESSE GANG