
Kiedyś współprace między popowymi artystami a MCs były rzadkością, ale od kiedy rap stał się muzyką totalnie mainstreamową, jest ich coraz więcej. Zarówno w Polsce, jak i w Stanach Zjednoczonych. DaBaby na przykład właśnie zdradził na Twitterze fanom, że ma nagranych przynajmniej pięć piosenek z Justinem Bieberem. Śmiało mogłyby być one przecież epką…
Te dwie ewidentnie wielkie gwiazdy Stanów Zjednoczonych to połączenie nieoczywiste. Wydaje się, że ci artyści do siebie nie pasują, ale ich współpraca mogłaby jednak uwypuklić mocne strony obydwu, przyćmiewając te słabsze, w efekcie czego otrzymalibyśmy naprawdę solidny projekt. A jakie tego typu kolaboracje mogłyby odnieść sukces w Polsce? Myślę, że na przykład te.
Tymek x Sanah
Sanah jest w zasadzie jedyną artystką spoza rapu, której piosenki osiągają liczbę wyświetleń porównywalną do kawałków hip-hopowych. Potencjał jest więc gigantyczny, ale żeby go wykorzystać, trzeba byłoby dobrać do niej kogoś, dla kogo nabicie kilkunastu baniek pod piosenką nie jest żadnym problemem, bo sam dobrze wie, jak robić hity. Jednocześnie wypadałoby, żeby był to ktoś, kto nie jest przesadnie szorstki i od czasu do czasu umie zaśpiewać. Tymek pasuje do tej charakterystyki idealnie. Gdyby ta dwójka miała wydać album, moglibyśmy być pewni, że znajdą się na nim zarówno ckliwe, ale hitowe kawałki, jak i typowe, taneczne szlagiery, które grane w rozgłośniach byłyby przez kilka lat.
Kukon x Mery Spolsky
Piosenki Kukona cechują dwie rzeczy: wysublimowane chamstwo w tekstach i, o ile oczywiście nie mamy do czynienia z „Ogrodami”, elektroniczne, niemalże rave’owe bity. Dobranie popularnej artystki, która w tych klimatach by się odnalazła było jednak dosyć proste, ponieważ mamy na scenie panią, która charakteryzuje się tym samym, choć oczywiście w mniejszym stopniu, bo jej liryka aż tak ordynarna nie jest. Mimo to Mery Spolsky potrafi odnaleźć się na mocnym, szybkim, elektronicznym podkładzie, a jej piosenki są wzbogacone o dwuznaczne wersy, jak na przykład ten: „Za to, że mówisz, że zatruty, i dlatego nie zjesz zupy, dałam jemu… swój numer”. Kto wie, może z Kukonem jej teksty nie puszczałyby nam już oczka niczym popularna, weselna przyśpiewka o gondoli, a waliły prosto w twarz?
Zetha x Kamil Bednarek
Pisałem już kiedyś o tym, że flow, którym dysponuje Zetha, jest najciekawszym w Polsce. Żabson określa je mianem „ragga flow” i ma w tym sporo racji, bo melodie młodego członka chillwagonu faktycznie zakrawają o przystępną, nieco popową wersję reggae. A kto z jednego z tych gatunków na przestrzeni swojej kariery powoli przeszedł w drugi? No właśnie. Kamil Bednarek bez problemu powinien z Zethą odnaleźć wspólny, muzyczny i co najważniejsze melodyjny język, który pomógłby stworzyć wiele hitów. Te jednocześnie wpadałyby w ucho i przy tym zaskakiwały sposobem nawinięcia lub zaśpiewania każdego kolejnego wersu.
fot. materiały prasowe