Belmondo
Belmondziak jest dosyć szczególnym raperem i właściwie trzeba się zastanowić, czy określenie „raper”, jest tu na pewno na miejscu. Młody G stoi w opozycji do całej sceny, jest niejako złotym dzieckiem własnego pomysłu (co akurat kończyło się dla niego z różnym skutkiem). To koleś, który potrafi nawinąć na samplach z Republiki i dzwonkach Nokii o tym, że „twoja dupa dzwoni po jebanko”, a w wywiadzie u Winiego rzucić spostrzeżeniem, że kolejny mesjasz po Jezusie przyszedł na Ziemię pod postacią deskorolki. Innym razem, przechadzając się po dworcu, zasunie z pamięci „Panią Twardowską” Mickiewicza. Słuchanie Młodego G to jest pewien lot i czasami trudno określić dokąd. State of mind Mobbyn, odwrócony West Coast.
Jean-Paul Belmondo
Może nie wnikajmy w to, co pan Jean-Paul myśli przy kolacji o krajowej polityce i spróbujmy jakoś ująć jego fenomen. Jest jednym z filarów francuskiej nowej fali i to jest szczególnie ważne dla dzisiejszego porównania. Zapamiętajcie. Belmondo startował jako bokser, potem studiował aktorstwo w Państwowej Akademii Teatralnej w Paryżu i pewnie dostałby nawet nagrodę dla najlepszego studenta, ale… wystąpił w skeczu, który wyśmiewa szkołę, co nie spodobała się jury. Nieźle, co? Nagrody nie dostał, ale wspomniano o nim na koniec roku, co tak rozsierdziło innych aktorów, że niemal doprowadzili do zamieszek. Sytuacja była tak poważna, że trafiła na pierwsze strony gazet! Jean-Paul szybko zaczął rozpychać się w filmowym świecie. W wieku 30 lat machnął biografię o tytule „30 lat, 25 filmów”. Czaicie? Biografię w wieku 30 lat. Dziś ma 86 lat i 79 filmów na koncie.
Belmondo
Dzień dobry, twoi ludzie dzięcioły. Belmondo pod względem warsztatowym to klasa sama w sobie. Pozornie nic się tam nie zgadza, a chamska gadka do dziwnych rymów może odrzucać. Wystarczy jednak dać raperowi szansę, by rozpruć dywan utkany z popkulturowych nawiązań i rozmaitych słów sprowadzonych do mianownika (pozdro, Bałagane). Belmondziak jest jednym z tych raperów, których zwrotek słucha się po to, by zdziwić się, co będzie w następnym wersie. Jest absolutnym odwróceniem każdej szkoły obowiązującej w Polsce, a próbę podrobienia jego stylu słychać na kilometr. Przekaz? Dajmy odpocząć temu przepoconemu słowu – Belmondo daje stylówę, która wyznacza kurs całego Mobbyn. Właściwie podręcznikowym przykładem jest mixtape „Sos, Ciuchy i Borciuchy” ze wspomnianym Kazem Bałagane. Do tego pana wrócimy przy którymś odcinku tej serii – spokojnie.
Jean-Paul Belmondo
Belmonda wylansowano na amanta francuskiej nowej fali i ta „metka” została do dzisiaj. Zresztą samo określenie „Belmondo” było często używane w ramach odpowiednika współczesnego Don Juana, przystojnego typa, który uwodzi kobiety. Sposób jego gry dobrze oddaje Jerzy Płażewski pisząc o prowadzeniu aktora w tamtych czasach: Godłem reżyserii była zuchwałość, chęć wykonania skandalu, co znajdowało odbicie w żenująco „realistycznych” dialogach i gestach. (Jerzy Płażewski, Historia Filmu 1895-2005, „Książka i Wiedza”, Warszawa 2005, s. 271)
U Jeana-Paula działa efekt idola. Scenariusz filmu niekoniecznie musi błyszczeć – charyzma i wyrazistość Belmonda przyciągnie widzów (por. Płażewski, s. 390). Czyli mamy do czynienia z określoną stylówą, którą pokochali fani aktora. Bardzo rapersko.
Belmondo i Belmondo
Dlaczego razem? Bo wydaje się, że nasz Belmondo z Gdyni dobrze oddaje ideę francuskiej nowej fali w swojej twórczości, a twarzą tego nurtu jest przecież Jean-Paul. Jak pisze Jerzy Płażewski: Wielkie kariery Belmonda czy Anny Kariny dowiodły, że lansowanie niezawodowców o banalnej powierzchowności nie tylko nie musi być ryzykiem artystycznym, ale może wręcz przynosić finansowe zyski (Płażewski, s. 275). Nonszalancja i skomercjalizowana bezczelność to coś w czym odnajdują się obaj bohaterowie zestawienia. Można zaryzykować stwierdzenie, że naturszczyk w aktorstwie będzie w rapie gościem, który szokuje zbrutalizowaniem formy i czasami aż chamską prostotą warsztatu. Z drugiej strony można powiedzieć, że taki raper będzie miał po prostu wewnętrzną wibrację, która układa mu rymy niejako na czuja, intuicyjnie, a to z kolei sprawia, że jest oryginalny i niepowtarzalny. Podążając za kanonem danego nurtu (nieistotne czy weźmiemy old-school, new-school, trap, drill, crunk itd.) narzucamy swojej stylówce pewne przyjęte i wypracowane ramy (czy to specyficzne ad-liby, czy podziałki rytmiczne, wielokrotne rymy itd.). Olewając kanon mamy do dyspozycji niebezpiecznie dużo możliwości, a najważniejsza z nich, to wykreowanie własnego sposobu grania w grę. Umiejętności samouka zawsze są trochę nieuchwytne dla reszty. Skoro nie podążał żadną określoną ścieżką, to właściwie cała synteza nastąpiła niejako przez przypadek. Próba wpisania się w ten styl zawsze będzie skazana na porażkę, co „świetnie” pokazał GPS na albumie „uhqqow”.
Belmondo
Belmondziak jest kosmitą na polskiej Ziemi i pisanie o jego wpływie na branżę jest o tyle kłopotliwe, że chyba każdy słuchacz rapu ma świadomość, jak nietuzinkową postacią jest Algida. Nie da się go wpakować jednoznacznie do żadnego hip-hopowego worka, bo jego przemyślenia nie są hip-hopem napędzane. Choć to może być przypadek, to zbieżności z francuską nową falą w kwestii ideowej jest sporo. Do tego deskorolkowy background i nawijanie o latach 90-tych, jakby były jakimś mi(s)tycznym, retro-futurystycznym okresem. Takie postaci jak Belmondo naprawdę trafiają się rzadziej niż te pokroju np. Quebonafide.
Jean-Paul Belmondo
Tak o filmie „Do utraty tchu” Godarda pisał Jerzy Płażewski: Było w tym filmie coś urzekająco nowego: twarz Jeana-Paula Belmondo, podówczas nikomu nie znanego brzydala, wypromowanego później na głównego amanta nowej fali. Przemawiała przez ten film w sposób niewątpliwie szczery powojenna młodzież, lekceważąca stare więzy społeczne i konwencje, także w sztuce (s. 271). Tak jak twórczość Godarda wpłynęła na francuskie kino, tak Belmondo był tego wpływu twarzą, swoistym ex machina, nieopatrzonym wytrychem do ciekawości widowni. Jean-Paul przez lata pozostawał osobą, z którą należy się liczyć. W 1996 roku grupa dziennikarzy wykupiła za ponad 4 tysiące dolarów miejsce w gazecie „Le Monde”, tylko po to, by… odwieść ludzi od pójścia na najnowszy film aktora. Belmondo określił to jako „dziki atak, który ma na celu zniszczenie konkurenta, tylko dlatego, że publika go lubi”. W filmie grał boksera, który bije nazistów.
Belmondo
Belmondziak raczej nie zaskakuje. Co klip to czapeczki z daszkiem (albo eleganckie z pomponem, jak w wywiadzie z Winim). Klasyczne (często luźne) t-shirty, jakaś bomberka, sneakersy na nogach. Bez zbędnego flexu, silenia się na noszenie high-endu czy Supreme (co polscy zawodnicy robią zazwyczaj marnie). Polóweczka Freda Perry’ego, zafitowana do napoju bogów, jak trzeba też się znajdzie. Nie zapominajmy również o tym, że Belmondo jest posiadaczem swetra – po wuju, który był hustlerem.
Jean-Paul Belmondo
Jan Paweł Belmondo zawsze onieśmielał elegancją. I zawsze ciągnął za sobą grono oddanych fanek. Pomijając urodę – jest naprawdę classy. Jean to człowiek, który urodził się, by wyglądać idealnie, niezależnie od sytuacji. Czy to w garniturach, czy w rozpiętej jak prawdziwy baller koszuli, czy w kaszkiecie i z fajką w ustach. Ładnemu we wszystkim ładnie i Belmondo nie jest tu żadnym wyjątkiem. Tytuł „Ikony stylu” nie wziął się znikąd. Widzielibyśmy go w kampanii Diora albo YSL (news alert – jednym z ambasadorów tej drugiej został Finn Wolfhard ze Stranger Things).