
Lil Wayne to niewątpliwie bardzo istotna postać w historii rapu. Jego unikatowy styl stał się później inspiracją dla wielu artystów. Sam zresztą kilku wypromował, chociażby takiego Drake’a. Wydawać by się mogło, że gość, który osiągnął taki sukces, to tytan pracy dbający o każdy szczegół swoich dzieł, ale okazuje się, że kompletnie tak nie jest. W najnowszym odcinku „The Bumbu Room” Lil Wayne został zapytany o to, co jest jego złym nawykiem. No i wyszło szydło z worka.
Zbyt długo pracuję i nigdy nie kończę tego, co zacząłem. Wszystkie piosenki, które tworzę, nigdy nie są kończone w studio. Każdy kawałek, który wypuściłem, był niedokończony.
Biorąc pod uwagę fakt, że Lil Wayne ma na koncie aż 10 solowych albumów, daje nam to całkiem pokaźną sumkę niedokończonych utworów. Mimo to raper był w stanie zgarnąć za nie 4 platyny, w tym jedną nawet potrójną, a kolejne 5 albumów pokryło się złotem. Nieźle, jak na niedopracowane kawałki. Aż strach pomyśleć, co osiągnąłby Lil Wayne, gdyby jego numery były perfekcyjnie wymuskane.
Tym bardziej, że w obecnej branży takich perfekcjonistów nam nie brakuje. Nie trzeba nawet specjalnie doszukiwać się przykładów. Kanye West ostatnio nagminnie przekładał datę premiery swojego albumu, który notabene trwa zaledwie 27 minut, by dopracować brzmienie poszczególnych kawałków. Tak skrupulatnych raperów możemy się doszukać również na naszym rodzimym podwórku. Od lat utwory wychodzące spod rąk Gedza wręcz ociekają perfekcjonizmem i słychać w nich, że efekty każdego, pojedynczego dźwięku były rozpatrywane kilkukrotnie. Podobnie jest również z KęKę, który nawet przyznaje się do tego w utworze „Pora mówić nara”. „Dziś z każdym numerem rzeźbimy u Deszcza i głowa już taka / Daj tutaj decybel, a tutaj odejmij ataki w cykaczach” – nawija radomski raper, pokazując, że do etosu pracy Lil Wayne’a raczej nie jest mu zbyt blisko.
Mogłoby się wydawać, że w kontekście pracy nad utworami jest raczej sztywny podział i nie ma artystów, którzy potrafiliby łączyć dwa, wyżej wymienione podejścia. Tu zaskoczenie, bo są, a dobrym przykładem jest Frosti Rege. W zajawce rozmowy z Marcinem Flintem raper przyznał, że dopieszcza numery, które mają wejść na płytę, czasami nawet dogrywając po jednym słowie, jeśli mu się nie podoba. Jednocześnie jest jednak znany ze swoich spontanicznych freestyle’owych nagrywek, które nie dość, że są pisane na szybko, to jeszcze nagrywane bez zbędnego pietyzmu. Żeby jednak sobie na to pozwolić, trzeba umieć to robić. Lil Wayne ewidentnie umiał.
fot. kadr z klipu „Lil Wayne – Don’t Cry ft. XXXTENTACION”, YouTube.com/LilWayne