
Równo tydzień temu wyraziłem swoje obawy odnośnie najnowszego wydawnictwa Tedego. Pod koniec stwierdziłem, że jeśli rzucone tam przeze mnie obiekcje okażą się przedwczesne, to posypie głowę popiołem. Ten czas właśnie nadszedł, to nie środa popielcowa, ale sypiemy, jak kiedyś w RRX u Krzysia Kozaka.
Dobry wybór singli – a komu to potrzebne
Kilka lat temu Tede stwierdził, że specjalnie wybiera najsłabsze kawałki na single i w przypadku jego najnowszej produkcji znajduje to potwierdzenie w 100%. Numery promujące „Karmagedon” poza dwoma wyjątkami („Gangin”, „Tylko tyle”) specjalnie nie zachęcały do sprawdzenia całości. Dodatkowo, wypuszczony dzień przed premierą, numer ze Zbukiem był jak rzucenie białego ręcznika w ringu. Trochę nadziei wlał track „Hoespicjum„. Rozliczenie się z dawnym kompanem ze składu było jasnym sygnałem, że warszafski deszcz w najbliższym czasie już nie spadnie.
Z takim ostudzonymi oczekiwaniami, przystąpiłem do sprawdzania całości i już od pierwszego kawałka „Kartagedon” serduszko zaczęło się coraz bardziej radować. Tede przed oficjalna premierą „Karmagedonu” wypuścił dziewięć numerów, z czego do gustu przypadły mi trzy. Natomiast w przypadku pozostałych tracków (nie licząc posse-cutu) to oprócz dwóch kawałków (z czego taki „9iewieć ich” i tak jest o wiele lepszy od „One star” czy „Boatever”) reszta gra aż miło.
Więc co jest tak dobrego w tym całym „Karmagedonie”? Na pewno różnorodność – wreszcie całość nie brzmi monotonie, jak miało to miejsce przy dwóch ostatnich produkcjach rapera (i Sir Micha). Dodatkowym plusem jest to, że – podobnie do „VanillaHajs” – mamy tu dużo wpadających w ucho refrenów. Nawijka TDF’a dla mnie jest jak najbardziej na plus, na forach jest trochę opinii, że Tede męczy się na tej płycie, ale jest wprost przeciwnie. Raper raz przyśpieszy, raz położy nacisk na akcent – jest dobrze, jest dobrze w ch*j, cytując Bonusa BGC.
Niestety, ale patenty na poszczególne kawałki to już trochę powtórka z rozrywki. O lansie nastolatków już Tede nawijał, o tym, że wyprzedził scenę z nagrywaniem o hajsie – nawijał już praktycznie od czasów albumu „Hajs, Hajs, Hajs”. Zresztą motyw, że był kiedyś dissowany przez kolegów z branży, a teraz oni robią to samo, od czasów wyjścia z infamii, powraca jak bumerang.
W kwestii produkcji, nic się nie zmieniło. Michu po raz kolejny nie zawiódł. Miło, że momentami jest trochę oldskulowo, potem bardziej nowocześnie, dzięki czemu nie męczy to ucha, jak w przypadku „Skrrrt”. „Skrrrt”. Nie „Skrr”, bo „Skrr” nigdy Was nie zmęczy, zapamiętajcie!
Diss za dissem
No dobra, teksty tekstami, bity bitami, ale wszyscy przy okazji „Karmagedonu” czekali na jedno – na soczystą wołowinkę.
Kogo ostatecznie pojechał Tede? Lista jest dość długa, ale większych zaskoczeń raczej nie było. Kto oberwał niespodziewanie? Chyba Kobra, bo tego „rapera” HCR z talent show to raczej poważniej traktować nie możemy. Tede wystrzelił w Kobrę kilka soczystych panczy. Natomiast, menago Ryszarda Peji to już bardziej rap-emeryt/rap-zajawkowicz, więc ewentualny beef raczej nie zatrzęsie polską sceną. Kobra dostał, Rychu dostał, Beteo dostał i kilku innych też dostało „kontrolnego” strzała, a W.E.N.A.? w końcu miał być beef, zapowiadany od prawie roku. Tymczasem na Wudoe mamy tu tylko jedną grę słowną w „One star” i wyzwanie od „pedałów” w „CA$HPIROV$KY”. Znając podejście i chęć podjęcia walki przez Wenę, to tyle wynikło z tego „beefu”.
Czy w ogóle po „Karmagedonie” Tede wpląta się w jakiś poważny konflikt? Wątpię, chyba że z Kubą W. lub Martą L., z raperów to może jedynie Young Multi zareaguje, ale też w sumie nie ma na co.
Posse-cut
Ostatnio pisałem, czy aby Tedemu nie pomylił się motyw „dissowania łaków” z ich promocją. Lista zaproszonych gości sugerowała tę drugą opcję. Całe szczęście, że większość z nich została wrzucona do bonusowego posse-cutu. Natomiast chyba tylko przekora gospodarza sprawiła, że Dwa Sławy, Otsochodzi czy Te-Tris są umieszczeni w 10 minutowym numerze, a Zbuku trafił na oryginalna wersje. Jeszcze odnośnie „Je*ać Łaków (remix)” to najbardziej na plus wyróżniły się Sławy i JNR. W swoim stylu polecieli Otso, Włodi czy Te-Tris, ale połowa zaprezentowała nam „piękny” autodiss – zwrotki Fokus czy Tymka…
W każdym razie – „Karmagedon” to dla mnie najlepsza płyta Tedego, od czasu „VanillaHajs”. Po kawałkach promocyjnych spodziewałem się klapy, a wyszło wręcz przeciwnie. Po ostatnich dwóch mizernych płytach warszawiaka, poprawa jest znacząca. Nie wiem, czy już sprawdziliście „Karmagedon”, jeśli nie, to polecam.
Foto. Instagram/tedef